środa, 1 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE


RZYM - CD str.2
Wyjeżdżaliśmy z Warszawy w bardzo słoneczny dzień, około południa, a granicę przekraczaliśmy o zmierzchu. Pierwszy postój na nocleg mieliśmy dopiero w klasztorze pod Wiedniem. Klasztor olbrzymi, nocleg na podłodze w śpiworach...pomieszczenie przypominające dużą, pustą salę klasową. Wszyscy straszliwie pomęczeni, przekąsili co kto miał pod ręką i po byle jakim myciu, poukładaliśmy się do snu. Spaliśmy jak susły, kiedy rano skoro świt, ksiądz - nasz duchowy przewodnik - zrobił pobudkę i zaprosił nas na poranną mszę. Cóż było robić, taki urok pielgrzymek - poza tym, czas mieliśmy ograniczony i należało trzymać się harmonogramu. Za to mogliśmy porządnie się umyć i zjeść przyzwoite śniadanie oraz przygotować kanapki na drogę. Przez Wiedeń jechaliśmy dosyć szybko, więc nie było zwiedzania, ale wiadomo, że więcej czasu będzie na Rzym i w ogóle na Włochy. Sam przejazd przez Austrię i część Włoch, zatarł mi się w pamięci. Z moich zapisków wynika, że zachwyt nad krajobrazami i nad miasteczkami, przez które przejeżdżaliśmy, był ogromny. Teraz wiem, że wynikało to z porównania naszej szarej rzeczywistości do tych pięknych, czystych i kolorowych miasteczek, gdzie sklepiki dobrze zaopatrzone, pełno kwiatów zwisających girlandami z okien domów oraz czyste i zadbane samochody.    CDN.

1 komentarz: