środa, 21 grudnia 2011

KTO KUPI....ZWŁASZCZA PRZED ŚWIĘTAMI? :))))

Od przyjazdu wnuczki, moje ustabilizowane życie, zmieniło się w karuzelę...z każdym dniem zwiększającą obroty:))) Ostatnio wędrowałyśmy po różnych zakątkach miasta i trafiłyśmy na nietypowe ogłoszenie:)  
Treść bardzo nas rozbawiła...postanowiłam zapisać na wiecznej rzeczy pamiątkę:)
Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, moim bardzo bliskim, bliskim i wszystkim innym odwiedzającym, moją stronę, składam wraz z całą moją rodzinką najserdeczniejsze życzenia:
Chociaż los rzucił mnie daleko,
W myślach z Wami będę 
Z głębi serca dzielę się opłatkiem
I wszystkim ślę kolędę!   

 Szczęśliwego Nowego Roku !

środa, 7 grudnia 2011

GORĄCE RYTMY NA SZARE ZIMOWE DNI.....

Za tydzień przyjeżdża moja pierworodna wnuczka!!!! Dla niej zrobiłam ten filmik...bardzo za nią tęsknię, kocham ślepą babusiną miłością i martwię jej krótkimi pobytami w Polsce. Chcę żeby wiedziała, że o niej myślę i staram się wczuwać w te włoskie klimaty. Ogromnie się cieszę, że wreszcie spędzimy razem dwa tygodnie i święta będą typowo rodzinne....więcej nas przy wigilijnym stole!!!!

sobota, 3 grudnia 2011

MIKOŁAJE SĄ NA ŚWIECIE...CHOCIAŻ, NIE KONIECZNIE ŚWIĘTE:)

Spotkałam "Mikołaja"...bardzo przyzwoitego, dobrodusznego, pracowitego, elokwentnego i z dużym poczuciem humoru!!!! Nie jest to w prawdzie Św. Mikołaj, ale...organizuje rozdawajki!!!! Ten "Mikołajek" zowie się ANABELL !!!!
Na spotkanie biegłam w podskokach...i oto, co dostałam:
 Piękną, własnoręcznie wykonaną szkatułkę, a w niej....
Przecudnej urody biżuteria...
Wnętrze szkatułki ślicznie wyłożone zielonym suknem...
 Komplet wykonany jest z turkusów...i pięknie wygląda na obdarowanej:))))
Aniu jestem zachwycona i bardzo wdzięczna za ten prześliczny komplet!!!! Dziękuję Ci skarbie z całego serca!!!! 
Inny "Mikołaj", nie święty oczywiście...i nieco różniący się od poprzednika, bo bardziej leniwy:))) - podrzucił cichcem Ani, swoje "dzieło":))) Może jej się spodoba?
 

czwartek, 24 listopada 2011

SAMOCHWAŁA W KĄCIE.....NIE STAŁA:))))

Trochę "pozazdrościłam" moim koleżankom , że potrafią robić różne cuda, cudeńka...Rękodzieła przepiękne, na blogach, kwitną niczym róże na wiosnę !!!! A ja co biedna, bez polotu, zdolności manualnych i całego warsztatu do wytwarzania ozdób wszelakich:)))) 
Zrobiłam więc coś innego, prostego a praktycznego, użytkowego ....sama, własnym sumptem i pomysłem...."Pomysłowego Dobromira" :)))
Kilka dni temu kupiłam śliczne, cieplutkie i antypoślizgowe skarpetki, ale nijak mi w nich po domowych deskach i kafelkach chodzić. Na parterze jest strasznie zimno, ciągnie od podłogi jak jasny gwint!!!! No i Grażusi główka zaczęła pracować....należy coś pod te skarpetki podszyć, aby od spodu było cieplej. Oderwałam od starych kapciuszków podniszczoną górę i wykorzystałam spód czyli podeszwę - uprałam, odczyściłam i doszyłam do nich skarpetki:)))) Muszę jeszcze dodać, że skarpetki mają w środku futerko!!!!   Wygląda to tak:

Skarpetka i podeszwa przed zszyciem.
A to gotowy kapciuszek, cieplutki i wygodny!
Muszę się sama chwalić, bo coś zrobiłam ręcznie...czyli moje rękodzieło:)))
Jestem chyba "Samochwała", która w kącie nie stała, tylko w fotelu siedziała i ciężko pracowała...z naparstkiem na palcu:)))

sobota, 12 listopada 2011

GRAŻYNA....GDZIE SIĘ PODZIAŁA TA DZIEWCZYNA:)

Kilka dni temu dostałam ...niespodziankę:) Niesamowitą zresztą, powaliła mnie na kolana i łezka zakręciła się w oku. Przyjaciółka, z którą znamy się od ponad czterech lat, niestety tylko wirtualnie, Ewunia  przysłała mi napisany przez siebie wiersz. Zaskoczyła mnie i wzruszyła mówiąc, że napisała go z potrzeby serca, tak czuje i tak mnie odbiera. To przypomniało mi o wierszu-rymowance, który napisała dla mnie a właściwie o mnie, wiele lat temu moja przyjaciółka z  liceum. Poszperałam w starym szkolnym pamiętniku i znalazłam. Chciałam sprawdzić, jaka byłam mając lat 18-cie i jaka jestem teraz, czy bardzo się zmieniłam? Myślę, że naturę i charakter mam taki sam...tylko nieco bardziej "puszysta" się zrobiłam:))) Kiedy tak patrzę w przeszłość, to się pytam: "Gdzie tamta dziewczyna się podziała?" 

I.  Na imię ma Grażyna,
    Jest gibka jak sprężyna.
    Mówią o niej w samych superlatywach,
    Lecz ona lubuje się we własnych inicjatywach.
 
    Ma bujną wyobraźnię,
    Co tydzień odwiedza łaźnię.
    Jest bardzo miłe dziewczę
    I wszystkich traktuje z gestem.

    Ma w sobie wiele kultury
    I ostatnio zamiłowanie do literatury.
    Dobiega lat osiemnastu,
    I swe zgrabne nogi pokazuje miastu.  

    Lubi swym bliźnim dawać dobre rady,
    Jeśli kto zechce uciec się do jej porady.
    No i na koniec tego wszystkiego
    Wypada jej tylko życzyć "wszystkiego dobrego"!  
          
W dowód wielkiej przyjaźni Krawczykównie
        Krystyna J.
Szczecin dn. 14.IV.62r. 


 











W wieku 4 lat i w wieku 10 lat.


 A to z liceum, zawsze z chłopakami i ciągle radosna:)))

 Ten, już bardzo dojrzały, piękny wiersz, napisała Ewa:
II. PO PROSTU DOBRY CZŁOWIEK.

Dobry człowiek serce ma na dłoni,
Trudnej chwili zawsze się pokłoni.
Chętnie dobrym słowem obdaruje,
Każdego człowieka poszanuje.
Nad wszystkim się pochyli,
W każdej życia chwili.
I uśmiechem zarazi,
Nikomu się nie narazi.
Dobrą energią epatuje
I serdeczności nie żałuje.
Przesyłam uściski wirtualna przyjaciółko - EWA.

Czy się bardzo zmieniłam? Na pewno dojrzałam, "nóg miastu nie pokazuję":)))) A reszta chyba się nie zmieniła, bo uśmiech mam zawsze i jak Ewa mówi...zaraźliwy:)))
A to aktualne zdjęcia "pulpecika":)))







Bogusia w swoim komentarzu zauważyła, że byłam i brunetką i blondynką....a mnie dopiero teraz się skojarzyło: "zaczynałam życie jako blondynka i kończę...jako "blondynka-inaczej":)))
                                                       



  

niedziela, 23 października 2011

"TA OSTATNIA NIEDZIELA..." JESIENNY PRZYJACIELSKI WYPAD!!!!

Myślę, że to już ostatnia niedziela tego roku, nadająca się na wypady poza miasto. Pogoda niezbyt rewelacyjna, ale do łazikowania dobra, przewietrzenie płuc przed zimą na pewno przydatne:) Na wyprawę do Czerska zaprosiła mnie nasza koleżanka blogowa Anabell , którą mogę już nazwać przyjaciółką w realu!!!! Świetnie się dogadujemy i rozumiemy...a do naszego duetu dołączył jej uroczy Małżonek. Mogę więc powiedzieć, że teraz tworzymy "trójkąt doskonały", elitarny w swej kompozycji..."łazikowo-gawędziarskiej":))) 
O samym Czersku i ruinach Zamku Książąt Mazowieckich nie będę pisała....zrobiła to na swoim blogu ANABELL. Wspomnę tylko, że wracając do domu zatrzymaliśmy się w Konstancie - zaczerpnęliśmy haust orzeźwiającego powietrza pod tężniami, odwiedziliśmy Muszlę Koncertową, wsłuchując się w .....szum drzew:))) Dzień mogę zaliczyć do bardzo udanych, wypad bliski czy daleki nie jest tak istotny....jak doborowe towarzystwo, z którym nie można się nudzić!
  Czersk - Wieża Zachodnia
Czersk - Wieża Południowa
 A to młodzi miłośnicy historii - spędzili na terenie ruin dwa dni. Spali w namiotach z płótna....w taką mroźną noc, dzielni młodzieńcy!
Ten piękny, puszysty samoyed...rozgrzewał ich jak kołderka:)
A to Grażusia, wspinająca się na Południową Wieżę...mimo tuszy jakoś dzielnie sobie radziła:))))
Tak wygląda od środka Wieża Płd.

A to Anabell z Małżonkiem - podchodzą do schodów prowadzących na Płd. Wieżę
Anabell dziękuję Tobie i cudownemu kompanowi - Małżonkowi, za wspaniale spędzony z Wami dzień, pyszne ciasteczka, Tiki-Taki i Kasztanki, fantastyczne rozmowy, gromkie śmiechy i za tę ostatnią niedzielę jesieni wspólnie "przewędrowaną"!!!!

środa, 19 października 2011

W PIGUŁCE I Z HUMOREM: "KRYZYS...a ODDŁUŻANIE" :)))


Małe atrakcyjne miasteczko na Lazurowym Wybrzeżu. Jest sierpień - sezon w pełni. Turystów jednak, jak na lekarstwo, bo od dłuższego czasu leje deszcz:) 
Większość mieszkańców jest zadłużona.
Niespodziewanie w miasteczku zjawia się nowobogacki Rosjanin!
 W przytulnym hoteliku chce wynająć pokój. Rzuca właścicielowi €100 i idzie obejrzeć pokój.

Hotelarz chwyta banknot i natychmiast leci uregulować należność u dostawcy mięsa...branego na kredyt!                                             
  
Ten łapie banknot i leci zapłacić nim hodowcy świń, u którego brał towar na kredyt:) 

Ten łapie te 100€ i leci zapłacić dostawcy paszy, za karmę wziętą na kredyt:)
Ten z ulgą bierze pieniądze i z tryumfem wręcz je "putanie" z której usług korzystał ...na kredyt:)
 Ta łapie pieniądze i biegnie spłacić dług hotelarzowi, u którego wynajmowała pokój...na kredyt:)


Kiedy hotelarz otrzymał już swoje 100€....Rosjanin schodzi z góry i oświadcza, że pokój mu się nie podoba, więc bierze swoje pieniądze i wyjeżdża!
 Reasumując - zarobku nie ma nikt, ale cała miasteczko jest oddłużone i z optymizmem patrzy w przyszłość:)))
 
 


czwartek, 13 października 2011

CZAS JAK "KRÓLICZEK"...UCIEKA, A JA GO GONIĘ:)

Wydawałoby się, że to wczoraj....a to prawie tydzień upłynął od mojego z Anabell spotkania. Dawno się nie widziałyśmy, a od naszego ostatniego "debatowania" w kawiarni, nazbierało się  tematów...co niemiara!!!! Ania jest fantastyczną dziewczyną...i do tańca i do...śpiewania:)))) Nadajemy na tych samych falach, mamy ogromne poczucie humoru, podobnie widzimy świat i ludzi, mamy podobny bagaż doświadczeń życiowych....i mogłabym jeszcze trochę cech wymienić:))) Różni nas natomiast...jedna cecha - pracowitość! Ania jest osobą  bardzo pracowitą, ruchliwą, ze zdolnościami manualnymi, a ja...cóż "leniwiec pospolity" i bez umiejętności do robótek ręcznych:))) Wobec tego wymieniamy się: Ania zrobiła dla mnie przepiękne klipsy (do kompletu z wisiorkiem, który dostałam wcześniej), śliczny, delikatny wisiorek i piękne pudełeczko!!! A ja Ani podarowałam swoje serduszko, najpiękniejszy na świecie uśmiech i dozgonną, szczerą przyjaźń!!!! Aniu jeszcze raz Ci bardzo pięknie dziękuję !!!! A oto prezenty od Anabell:










Gonię czas, on ucieka jak "króliczek"....a ja mam zabawę, nie wiem tylko czy gonię króliczka czy gonię w piętkę:))) Od kilku dni wyłączyłam się z czynnego życia towarzyskiego i wzięłam się za generalne porządki w kuchni....tak się rozkręciłam, rozszalałam, że prawie połowę rzeczy powyrzucałam z szafek i wyniosłam pod  pojemniki na odpadki! Po dwóch godzinach już moich paczek nie było...Widzę, że pożytek z tego sprzątania jest podwójny...ja mam luz i przejrzystość, a ktoś sobie uzupełnił braki w szafkach:))) Od wczoraj czuję się jak pies Pluto, padnięta, wyżęta, nijaka, zniechęcona i wyznająca "tumiwisizm":))) Mam nadzieję, że wkrótce chorobliwy "leń".... uleci do ciepłych krajów!

niedziela, 2 października 2011

"NASTAWCIE DZIOBKI, DOSTANIECIE PO CUKIERKU...."


Niedawno czytając blogi, trafiłam u naszej koleżanki na post pt. "Zła czy dobra mama" - temat wielce kontrowersyjny i do szerokiej dyskusji. Mnie natomiast, otworzyła się jedna z szufladek pamięci i przypomniałam sobie anegdotkę rodzinną, którą dawno temu opowiedziała mi teściowa.
Kiedy jej dzieci były jeszcze małe, cała rodzinka mieszkała w wygodnym i przestronnym domku w Podkowie  Leśnej. "Głowa" domu pracowała zawodowo na eksponowanym stanowisku, a "szyja"...zajmowała się twórczością pisarską - pisała bajki dla dzieci. Siedziała więc w domu i pracowała w zaciszu swego gabinetu, nie wiedząc, co się wokół niej dzieje. 
Domem i dziećmi zajmowała się niania, zwana przez wszystkich "Niabcią". Teściowie byli ludźmi bardzo towarzyskimi - bywali i przyjmowali u siebie. Pomysłodawcą i organizatorem wszystkich imprez była moja teściowa. 
Po jednej z takich szampańskich zabaw, mamusia pomyślała, że dobrze by było ucałować dzieci przed snem. Wiedziała, że leżą już w łóżeczkach i czekają na jej buziaka. Aby im zrobić dodatkową przyjemność i uszczęśliwić brzdące - postanowiła cichcem przed Niabcią...wcisnąć im do buzi po cukierku. Wpadła więc do kuchni, gdzie na kredensie stały słoiki z cukierkami,ciasteczkami i z różnymi przyprawami. 
Wyjęła kilka cukierków w papierku, wrzuciła do kieszenie płaszcza i z szerokim uśmiechem wpadła do dziecięcego pokoju. Dzieci całe w skowronka, wyciągnęły dziobki do całowania, mamcia je wyściskała i szybciutko odwijając cukiereczki ...wcisnęła im do buzi. Nie zdążyła dojść do drzwi...kiedy rozległo się głośne plucie, wrzaski i wyskakiwanie z łóżek. Rozbawioną z łobuzerskim i żartobliwym uśmiechem,  mamusię zamurowało. Kiedy sprawdziła, co ma w kieszeni i dlaczego dzieci tak plują, to co się okazało? Wyjęła i trzymała w garści,.... kilka kostek "Maggi", które drapnęła ze słoika zamiast cukierków:)))
 Każda mama kocha swoje dzieci i zrobiłaby dla nich wszystko, tylko nie zawsze, udaje się "osłodzić" im życie. Chciałabym jeszcze, na wiecznej rzeczy pamiątkę zachować przepiękny głos, sopran koloraturowy, jedynej (jak do tej pory) w rodzinie śpiewaczki operowej ADY SARI.
Ten filmik zrobiłam dla wnuków, pra...i praprawnuków. Od pisania biografii i historii życia rodziny są specjaliści i napisano już wiele ciekawych opracowań. Uważam, że robię coś od serca, swojego, innego i w sposób miły dla ucha i oka. Moje skromne "dzieło"pozostawię innym....jako pamiątkę po sobie:)))

piątek, 30 września 2011

DZIEWCZYNY PO 40-TCE MAJĄ SIĘ DOBRZE...

Dziewczyny nie dajmy się...KLIMAKTERIUM nas nie zniszczy!!!!
Małolaty niech się nie martwią....tylko pozytywnie myślą o przyszłości...Oby wam zawsze dopisywało poczucie humoru, werwa, sprawność umysłu i ciała! Grażusia tak się właśnie czuje, kiedy jej nóżki są sprawne:))))



wtorek, 27 września 2011

NÓŻKA- "BALERON" ALBO "SALAMANDRA PLAMISTA" !

"Och, życie kocham cię....nad życie....
Choć się marnie odwzajemniasz..."
Nie dam się złamać, a ty losie dobijaj, przybijaj, gnieć, duś...tylko bólu oszczędź!
Choroby zaskakują, obłapiają człowieka nagle i niespodziewanie, myślą sobie: "a masz, zahartuj ducha swego, nie bądź kozakiem czy skaczącą kozą..." Moja choroba stanowczo powiedziała: "leż i nie ruszaj się, co najwyżej nóżka pójdzie pod nóż i co z twoimi planami?"
Nie miałam wyboru - leżałam bite dwa tygodnie, a początki były straszliwie bolesne...ostre zapalenie żył w lewej nodze. Już coś podobnego miałam, ale w dużo łagodniejszym wydaniu, jakby ostrzeżenie...przeze mnie oczywiście zlekceważone.
Moja szczuplutka, zgrabniutka nóżka wyglądała teraz jak baleron lub salamandra plamista:))))Dodatkowo smarowana maścią z kasztanowca.
  W dalszym ciągu nie mogę długo siedzieć w jednym miejscu, muszę chodzić, ruszać się i leżeć lub trzymać nogę na podnóżku. Póki co, stosuję się do rad lekarza, bo nie chcę więcej znosić tego okropnego, rwącego, szarpiącego i ognistego bólu. W czasie tych dwóch tygodni kompletnej bezczynności czytałam, dużo czytałam i zapominałam o tym co się ze mną dzieje, bo inni mają gorzej. Z moich przeczytanych książek polecam te trzy pozycje...rewelacyjne - cieszę się, że żyję w naszym kraju, trochę dziwnym, ale stabilnym i bezpiecznym!
 Historia życia rodziny Osamy Bin Ladena, opowiedziana przez pierwszą żonę i ich czwartego syna.

Historia życia Papuasów w Irianie Zachodnim opowiedziana przez białą dziewczynę, żyjącą wśród nich przez wiele lat.
Opowieść Pakistanki żyjącej od wielu lat w Austrii, która przyjęła religię chrześcijańską i co z tego wynika...?

Mam sporo do nadrobienia - w czytaniu i pisaniu, ale jakoś sobie poradzę. Nie będę zbyt intensywnie wchodzić w to wirtualne, blogowe życie, tylko krok po kroczku...aby do przodu:)))