sobota, 18 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE




RZYM - CD. Str.7.
Któregoś pięknego dnia wyruszyliśmy na południe Włoch do Neapolu i do Pompei.Pierwszym miejscem, które musieliśmy dokładnie zwiedzić były oczywiście Pompeje. Wybuch Wezuwiusza w 79r. zachował to miasteczko dla potomności, kryjąc domy i mieszkańców pod górą wulkanicznych popiołów i gruzów. Dopiero w XVII wieku dowiedziano się, ze starych dokumentów, o istnieniu Pompei. Prace wykopaliskowe trwające do tej pory odkryły zaledwie połowę miasta. A i ta połowa to olbrzymi obszar do zwiedzania i to tak fascynujących wykopalisk, że jak sobie człowiek uświadomi ile wieków temu już ludzie wymyślili urządzenia i przedmioty, których do dziś używamy, to wierzyć się nie chce, że to wszystko w swej prostocie było tak genialne. Zabawne jest i to, że w tym I-ym wieku - mieszkańcy Pompei mieli własne Domy Publiczne w dzielnicy tzw."Czerwonych latarni", mieli też zespół łażni miejskich no i oczywiści teatry na świeżym powietrzu. Przy odkrywaniu tych wszystkich cudeniek wyobrażnia pracuje na zwiększonych obrotach - widać ludzi żyjących w luksusie, wygodnie i bogato i nagle zostaje to spokojne życie zastygłe i zamknięte w lawie żrącej i gorącej i przestaje istnieć - ale równocześnie zostaje zachowane dla potomnych w stanie prawie nienaruszonym. Kończymy zwiedzanie wczesnym popołudniem i straszliwie zmęczeni jedziemy do Neapolu. Tylko jedno Muzeum zwiadzamy - to, w którym znajdują się postaci ludzi zastygłe w pozach w jakich zalała ich lawa , postaci jak wyryte z kamienia - wrażenie niesamowite.
Neapol to osobna historia, miasto jak miasto tyle tylko, że Włoskie ale miałam przygodę. Ponieważ byliśmy i zmęczeni i głodni - postanowiliśmy coś przekąsić na plaży - bo tam bez skrępowania mogliśmy porozkładać swój prowiant i zjeść. Mieliśmy do wieczora sporo czasu, a że pogoda była piękna to wszyscy powchodzili do wody. Co bardziej bojażliwi i wiedzący, że w Morzu Tyrreńskim przy brzegu wszystkie kamienie i głazy porośnięte są ostrymi jak brzytwa i bardzo niebezpiecznymi ukwiałami i inną morską fauną - wchodzili do wody w klapkach lub nawet w tenisówkach, ale nie ja oczywiście. Fantastyczna ,chłodna woda i Grażusia sobie skikała z jednego kamyczka na drugi i z jednego głazu na drugi, nic nie czując , tylko rozkoszując się orzeżwiającą kąpielą. Po wyjściu z wody nic jeszcze nie czułam ale zauważyłam czerwone ślady na piasku. Dopiero po obejrzeniu stóp przeraziłam się nie na żarty - pocięte były jak żyletką ale o dziwo nic mnie nie bolały. Koleżanka jednak obandażowała mi je i tak dojechałam do naszego obozu. Komplikacje zaczęły sie na drugi dzień - stopy mi spuchły i bolały niesamowicie - dostałam jakieś smarowidło i trochę mi ulżyło - musiałam przecież funkcjonować i wytrzymać aż do wyjazdu do Polski. Dodam tylko, że jedna noga wygoiła mi się w miarę szybko - natomiast druga, bardziej pocięta goiła się prawie pół roku. CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz