poniedziałek, 5 lipca 2010

WSPOMNIENIA - OWIECZKA IMIENIEM "MACIUŚ"


Niedawno rozmawiałam z koleżanką na temat wyboru imienia dla dziecka. Wiadomo, że to ważna sprawa i rodzice dużo wcześniej uzgadniają między sobą, jakie imię dadzą swemu potomkowi. W trakcie naszej dyskusji przypomniał mi się moment, w którym nadałam imię swojemu synowi. Ponieważ w owym czasie nie robiono badań USG - nie wiedzieliśmy z mężem, kto się urodzi: czy dziewczynka czy chłopiec? Uzgodniliśmy więc po sprawiedliwości, że jeżeli urodzi się chłopiec ja mu wybiorę imię pierwsze a mąż drugie, a jak się urodzi dziewczynka, to odwrotnie - on wybierze pierwsze a ja drugie imię. Miałam
więc w zanadrzu kilka imion, a kiedy po urodzeniu powiedziano mi, że to chłopiec i jakie imię mają wpisać do karty, to strzeliłam bez zastanowienia:"Maciuś"! Takiego imienia nie było w ogóle w moich zapiskach, to się wzięło z mojej podświadomości, jakoś dziwnie kojarzyło mi się z czymś milutkim, malutkim i cieplutkim. A dlaczego? No, właśnie - ano dlatego, że tkwiło we mnie wspomnienie z dzieciństwa!












Miałam wtedy może 4albo 5 lat, kiedy mama wywiozła mnie do swojej siostry na wieś, bo sama musiała jechać do Łodzi na kursy dokształcające, a potrzebne one były, w powojennej Polsce, do awansu. Byłam więc u cioteczki w czasie, kiedy przyszły na świat malutkie owieczki - śliczne, białe, puchate i takie mięciutkie, że tylko przytulać. Jedna z tych białych kuleczek, wybrała mnie na swoją "opiekunkę" i od momentu, kiedy zaczęła wychodzić na podwórko, nie opuszczała mnie na krok. Oczywiście nie wiedziałam, czy to "chłopczyk" czy "dziewczynka" , ale nazwałam tego mojego "kumpla" Maciusiem. Kiedy owce były wypuszczane na łąkę, za domem - Maciuś odłączał się od stada i stojąc na podwórku "beczał". Musiałam wyjść z domu do niego i razem ze mną szedł na pastwisko. Po jakimś czasie tak się rozzuchwalił, że kiedy nie wychodziłam, to tuptał po schodach i pod drzwiami wejściowymi głośno mnie "wołał". Kiedyś ciocia otworzyła drzwi i czekała, co on zrobi...a mój "kumpel" nie zastanawiając się wkroczył do sieni i becząc pomaszerował do otwartej kuchni...i zmusił mnie do wyjścia. Na łące zbierały się dzieci z tzw. "czworaków" i wszyscy razem świetnie się bawiliśmy, moja owieczka skubała trawkę i co jakiś czas podchodziła, żeby ją przytulić, po główce pogłaskać i upewniała się, że jestem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dokuczliwe dzieci, które się ze mnie śmiały - nie mogłam swobodnie się z nimi bawić, bo Maciuś ciągle za mną biegał. Ponieważ byłam u cioci kilka miesięcy, z mojej owieczki zaczął wyrastać spory i dosyć agresywny baran, dzieci mnie unikały a ja sama ciągle zapłakana, mówiłam, że już nie chcę "Maciusia" ! W końcu ciocia coś z nim zrobiła...do dzisiaj nie wiem co, ale już nie pojawiał się na podwórku. Wkrótce przyjechała po mnie mama i długie wakacje u cioci się skończyły.








Myślę, że wybór imienia dla mojego syna - nagły i nieprzemyślany jest bardzo trafny a w połączeniu z drugim wybranym przez jego tatę , to strzał w dziesiątkę! Mieszanka charakterologiczna - spokój, opanowanie, ciepło, trzpiotowatość, nieprzewidywalność i ...upór.