piątek, 27 kwietnia 2012

BYŁY URODZINY...TERAZ BĘDĄ CHRZCINY.

Pamiętniczku, mój przyjacielu - chwilowo chowam cię pod poduszkę:) Odpoczniesz ode mnie przez kilkanaście dni, które poświęcę swojej wnusi! Szykuje się wielkie ŚWIĘTO - CHRZCINY! Zajęć przy tym co niemiara, a babunia "byczek" powolny, zanim cokolwiek załatwi...lepiej nie mówić:)))) Kilka dni biegałam po odpowiednich sklepach, aby kupić coś  oryginalnego, nowoczesnego i w moim stylu...mam!!! Na dodatek bardzo się spodobało moim dzieciom, a wnuczka oceni prezent za kilka lub kilkanaście lat! Pokażę to cudeńko, jak będzie poświęcone i po uroczystości. Na razie zostawiam Ci pamiętniczku wesołe nutki....moje ostatnie "dziełka"...coś dla oczu, ucha i serducha:)))


środa, 18 kwietnia 2012

ZAKONNICA CZY PIJACZYNA?...KIM BĘDZIE W PRZYSZŁOŚCI, OTO JEST PYTANIE?

Moja wnusia skończyła wczoraj roczek! Przyjęcie urodzinowe zorganizowałyśmy w niedzielę, bo dzień wolny od pracy i rodzina zjechała gromadnie. Zgodnie z tradycją był tort a nawet dwa...świeczka z cyferką i radośnie tryskające "ognie" zimne oczywiście:)
Najważniejszym punktem programu było wybieranie "przyszłości" . Synowa ułożyła na stoliku różne przedmioty, symbolizujące przyszły jej zawód, zajęcia lub pasje. Wszyscy z zapartym tchem patrzyliśmy, co ten szkrab wybierze ? A Blaneczka z całą swoją stanowczością, radością i zaciekawieniem złapała....różaniec!
Drugim przedmiotem, który ją zaciekawił...był kieliszek!
Tak jej się spodobał, że z pustego...zaczęła pić:))) Dzieci stwierdziły wielce zmartwione, że chyba będzie zakonnicą-pijaczką:) W ogóle nie interesowały jej pieniądze ani narzędzie pisarskie czyli długopis ani nożyczki symbolizujące robótki ręczne, nic z tych praktycznych symboli. No i mamy teraz dylemat...co z niej wyrośnie, kim będzie? A może ktoś znający się bardziej na tych naszych zwyczajach, objaśni mi znaczenie tych symboli, może ten wybór jest dobry i przyszłość wnuczki całkiem inaczej będzie wyglądała?

środa, 11 kwietnia 2012

JAK W AMERYKAŃSKIM FILMIE...

Moje wspomnienia wyskakują jak pajac z pudełka...przez chwilę widzę obraz, bardzo charakterystyczny dla jakiegoś faktu, a kojarzony z czymś aktualnie wypowiedzianym, obejrzanym lub mającym miejsce. Muszę to natychmiast zapisać w notesie, używając szyfru:))) Rozszyfrowanie tego, co zapisałam, nie zawsze jest proste i łatwe, ale daję radę:))) Zapisałam sobie w notesie, miesiąc temu, datę "8 marca" i ni ciorta nie mogłam zaskoczyć, co się pod tą datą kryje, oprócz znanego od lat Dnia Kobiet....i nagle olśnienie!!! Kwiaty...kwiaty w pudełku!
Bardzo dawno temu...czyli za PRL-u Dzień Kobiet był obchodzony z rozmachem, hucznie i balangowo:) Większość pracowników, po imprezie zakładowej, przenosiła się rozochocona do restauracji lub domów prywatnych...świętując ten dzień we własnym, zaprzyjaźnionym gronie. Niestety, mnie takie imprezy przechodziły koło nosa, bo musiałam odebrać dziecko z przedszkola i zajmować się domem. Małżonek natomiast "czerpał garściami" i zawsze po pracy wędrował w doborowym towarzystwie na "obiadek":))) Przeważnie wracał o przyzwoitej godzinie czyli przed zaśnięciem syna i tylko na lekkim rauszu. Zdarzyło się kiedyś, że "...ojciec nie wraca ranki i wieczory..."a my czekamy i czekamy. Wreszcie dziecko zasnęło, a ja jak ten przygłup, od drzwi do okna i z powrotem...łażę i "obgryzam pazury". Północ dawno minęła, a męża nie ma... co się w mojej łepetynie działo, opowiadać nie będę:))) To wszystko przez brak telefonów komórkowych, że też ich wcześniej nie wymyślili:)))
W którymś momencie słyszę jakiś ruch pod drzwiami i dziwne szepty, rozmowy, śmiechy...wreszcie pukanie. Wściekła jak rozjuszony byk, otwieram drzwi...a tu "wchodzi" do domu pudło z rysunkiem lalki, a za nim małżonek i jego kolega z takim samym pudłem. Przez głowę przeleciała mi myśl, że chyba są bardzo napici skoro mąż zapomniał, że ma syna a nie córkę, po co chłopcu lalka?
 Mąż, widząc moją wściekłą minę mówi:
- Kochanie, chciałem żebyś w tym dniu czuła się jak w amerykańskim filmie! Przyniosłem ci kwiaty w pudełku, a nie w papierze:)
Otworzył pudło, a tam na dnie leżała zwiędnięta, rachityczna...róża.
Rozbroił mnie tym pomysłem całkowicie...roześmiałam się i pieczołowicie traktując różyczkę, wstawiłam ją do wazonu. 
Jak się okazało, to kolega męża był bardzo zmartwiony i zestresowany, bo w domu czekała na niego żona w ostatnim miesiącu ciąży...a on i pijany i noc późna. Przez godzinę doprowadzałam go do stanu "używalności", pocieszałam i w końcu odprowadziłam do taksówki. 
Na drugi dzień dowiedziałam się w jaki sposób "załatwili" pudła do "wymęczonych" i w większości pogubionych kwiatów. Przechodząc obok sklepu z zabawkami zauważyli, że mają w garści tylko 1-2 kwiatki i jak tu przynieść żonie takie resztki... Mój małżonek wymyślił, żeby przeszukać śmietnik obok sklepu i jak znajdą jakieś pudełka, to włożą kwiaty i coś do domu doniosą....Jak pomyślał tak i zrobił...znalazł pudełka po lalkach:))) 
Nie powiem jednak, abym się czuła jak w filmie amerykańskim....raczej, jak w polskiej komedii:)))


 

niedziela, 1 kwietnia 2012

"PODRÓŻ W REALU"...ZAKOŃCZONA:)

Gdybym chciała chronologicznie i w miarę dokładnie napisać, co robiłam w ciągu minionego miesiąca, to nic by z tego nie wyszło:) Przede wszystkim pisanie zajęłoby mi prawie całą noc, a sprawy w życiu codziennym przeplatały się w ten sposób, że trudno byłoby zachować kolejność. Co kilka dni dostawałam obuchem po głowie, od kolejnych przyjaciół docierały do mnie wieści o poważnych chorobach..."musisz mnie wysłuchać...", "musisz mi jakoś pomóc...", "nie chcę nic od nikogo, sama sobie poradzę, ale...." Nagle znalazłam się w świecie, który był mi dotąd obcy...zdałam sobie sprawę, że jesteśmy już na tej półce...z której Pan Bozia zgarnia duszyczki do siebie. Na szczęście, jakoś ci "wytypowani"...wracają do naszego życia małymi kroczkami, a zagrożenie się oddala! 
Inną sprawą, która mi bardzo utrudniła wirtualną działalność, to komputer. Po wyczyszczeniu dysku ze wszystkich "śmieci"...miałam wielki kłopot z odzyskaniem potrzebnych mi do pracy programów i zapisanych linków. Trwało dosyć długo, zanim przy pomocy wirtualnych przyjaciół odzyskałam to, co chciałam. 

Pierwszym po przerwie zapisem, będzie moje kolejne spotkanie z Aliną Janowską w Muzeum Niepodległości...na okoliczność wspomnień jej pobytu na Pawiaku. Tak się cieszyłam, że znowu sobie pogawędzimy, ale niestety pani Alina zachorowała i nie pojawiła się. Spotkanie poprowadziła kustosz Muzeum i reżyser Andrzej Kałuszko, który przedstawił nam film dokumentalny z udziałem właśnie Aliny Janowskiej. Nagrałam to spotkanie aparatem fotograficznym i tylko w części - samego filmu dokumentalnego nie udało mi się dobrze nagrać.
Kłopot też miałam z przetworzeniem tego mojego "pożal się Boże" filmu na taki, który można komukolwiek pokazać:) Mam jednak wspaniałego, wirtualnego przyjaciela na portalu YT, który jako znawca tematu, doprowadził moje nagranie do używalności. Adasiu dziękuję Ci, po raz kolejny za Twoją bezinteresowną i przyjacielską pomoc!!!!