wtorek, 3 marca 2009

BYK cd. str.2



Jako BYK nie jestem ryzykantem, długo się zastanawiam jak w sposób bezpieczny dojść do wyznaczonego celu. Staram się znajdować wokół siebie ludzi życzliwych i chętnych do niesienia pomocy, tak abym mogła swój cel osiągnąć. Nie znaczy to jednak, że wykorzystuję ludzi, ale uważam, że mam moralne prawo korzystać z pomocy tych, którym wcześniej w sposób nieprzymuszony sama pomagałam.
Zawsze miałam ambicję osiągania zaszczytów i stanowisk ponad przeciętność. Tak to się toczyło od najmłodszych lat. Już w przedszkolu wykazywałam talent i chęć bycia najlepszą w niewielkiej grupie baletowej. No i w balecie wyżywałam się przez całą szkołę podstawową, odnosząc sukcesy. Najmilszym momentem dla mnie, jak pamiętam tamten okres, to były solówki - scena, ja na scenie, widzowie przed sceną i burza oklasków, moje ukłony i duma rozsadzająca serce. Niestety, jak to w życiu bywa, moja przygoda z baletem zakończyła się w pierwszej klasie licealnej, kiedy dopadła mnie choroba naczyń krwionośnych. Objawiała się ona popękanymi naczynkami krwionośnymi w nogach i straszną opuchlizną nóg, potwornym bólem, a zakończyła się długotrwałym leczeniem szpitalnym. Po powrocie już miałam sprecyzowane plany na przyszłość, nie balet, to basen i pływanie. Na tym polu sukcesów jednak nie odniosłam i szybko się wycofałam. No, a potem, to już życie dorosłe i moje ambicje skumulowane przez lata, dawały mi kopa w osiąganiu zaszczytów w pracy zawodowej. Tu wyżywałam się ponad miarę, aż zaczęło się robić nader dokuczliwe dla grupki "zazdrośników". Teraz na emeryturze, mam spokój i ambicje moje ....schowałam do szuflady:)   CDN.

1 komentarz: