poniedziałek, 15 lutego 2010

"WALENTYNKOWE" WZMOCNIENIE SERDUSZKA...






DUŻA "DZIEWCZYNKA" NA ŚNIEGU - SZALONYM SIĘ JEST Z NATURY...A NIE Z WIEKU !

Dawno tak nie szalałam na śniegu - jak w Dzień Św. Walentego czyli wczoraj. Przyjaciółka wpadła na pomysł abyśmy sobie na "walentynki" zrobiły jakąś frajdę. Mówi:"kochana, siedzimy całą zimę w domu, boimy się ruszać - bo można nóżkę albo rączkę złamać, bo ślisko, bo zimno...a "sampiterna" nam rośnie, że niedługo w spódnicę nie wejdziemy." Pytam się więc: "co proponujesz?" A ona na to:"bierzemy sanki twojej wnuczki i idziemy do parku pozjeżdżać ". Myślałam, że żartuje - bo gdzie nam dostojnym i puszystym "matronom" wypada na sankach harce uskuteczniać. Po namyśle jednak doszłam do wniosku, że nie ma co się zastanawiać, tylko łapać sanki i....przenosić się w świat dzieciństwa. Mówię:" wiesz, a nawet nam dzisiaj dzień pasuje - miłosny i sercowy, więc my swoim "serduszkom" zrobimy frajdę i dotlenimy je, poruszymy ich rytm i przyspieszymy bicie". Tak nam się to spodobało, że powędrowałyśmy do parku w poszukiwaniu górek zjazdowych. Długo nie trzeba było szukać, ponieważ gwar, śmiech i nawoływania dzieciarni zjeżdżającej z górki na pazurki - słychać było z daleka. Dołączyłyśmy z naszymi saneczkami do grona szalejących na śniegu dzieciaków. Najzabawniejsze było to, że wszyscy jak jeden mąż i dzieci i rodzice, zatrzymali się w bezruchu i wybałuszyli na nas okrągłe ze zdziwienia oczy. Jak to, przyszły dwie panie bez dzieci, na sanki? Jednak po pierwszym udanym, sprawnym zjeździe i co tu mówić, powolnym powrocie na górkę - w oczach całej gromadki, widać było podziw i aprobatę.W którymś momencie słyszymy:"patrz, panie przyszły przypomnieć sobie dzieciństwo". Bardzo nam się to podobało, uznałyśmy, że świetnie się bawimy i doskonale wpasowałyśmy się w grupę dzieciarni. Okazało się, że przyglądający się naszym szaleństwom ludzie, nawet nam zazdrościli - podeszła do nas para 40-latków z prośbą o pożyczenie sanek. Pani stwierdziła, że nie zjeżdżała z górki na saneczkach od dzieciństwa, nigdy nie miała okazji a potem jej nie wypadało. Oczywiście, za panią chętnie zjechał też małżonek, a my pokładałyśmy się ze śmiechu, widząc jak pan nieporadnie próbuje hamować nogami aby nie wjechać w drzewo rosnące z boku toru, tak go zniosło.

Myślę sobie, że w każdym z nas jest trochę "dziecka", ale to czy potrafimy z tej części naszego jestestwa korzystać - to jest kwestią naszej natury, charakteru, sposobu bycia i akceptowania samego siebie. Tak czy inaczej, mam dzisiaj obolałe "udka" od wspinania się pod górkę, ale za dwa dni idziemy znowu poszaleć póki śnieg puszysty i w dużej ilości:)



11 komentarzy:

  1. Dzięki Aszko za odwiedziny. Powiem Ci, że frajda niebywała, tym bardziej, że na sankach nie zjeżdżałam od ...nie powiem ilu lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. wielka szkoda, że mnie tam nie było :(
    na pewno zrobiłabym na śniegu znak orła . byśmy :) ulepiły dużego bałwana i porzucały śnieżkami, ponacierały wzajemnie buzie śniegiem ( świetny masaż)
    nie mam sanek, nie mam górki :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile masz lat? Zaczynam tak....bo ja mam przeszło 40 i nadal jestem dzieckiem. Na sankach pojeżdżę, z dzieckiem sie poturlikam po trawie.
    Czasem jednak jestem bardzo stara...I tak na przemian.

    OdpowiedzUsuń
  4. Di - nie ma sprawy biorę sanki i jestem na Twojej górce:) A potem możemy poszaleć, bylebyśmy się jeszcze na śnieg załapały...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasiu kochanie - nie patrz w metrykę, ze mną jest tak samo - raz lepiej a raz gorzej, ale chęć do zabaw dziecięcych..to chyba w mojej naturze leży:)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Grażynko, jesteś niesamowita! Ja jeszcze niedawno zjeżdżałam z córką, ale teraz rzeczywiście, zapomniałam jaka to frajda. Sanki są w piwnicy, całkiem dobre, mieszkam na Pogórzu, więc warunki są odpowiednie. Gdy mama wróci do domu, pewnie się wybiorę z Martkiem.
    P.S. U nas "sempiterna" mówi się na przeciwną stronę pupy, więc się serdecznie uśmiałam, gdy przeczytałam, co Wam rośnie ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzyniu rozśmieszyłaś mnie tym określeniem - co u mnie z tyłu a u Ciebie z przodu - zobacz, jak się w różnych regionach Polski, określa tą samą nazwą różne rzeczy:) Moja mama pochodziła z poznańskiego i u mnie w domu tak mówiono:"jak się nie uspokoisz, to ci przyłożę w tę twoją "sampiternę". A swoją drogą zachęcam Cię na szaleństwa saneczkowe,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne te zdjęcia i pogoda ducha Twoja cudna jest!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki Elamiko za miłe słowa, ale fakt, że najważniejsze mieć zawsze dobry humor.Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Brawo Kobieto Szalona!!! To nasze wewnętrzne dziecko trzeba pielęgnować, bo to z nim nasz świat jest magiczny.
    Dziękuję za życzenia walentynkowe i przepraszam, że dopiero teraz, ale utknęłam nad sporym zamówieniem i trzymałam się z daleka od internetu, bo wiesz, co on z ludźmi wyprawia:)
    Buziaki***

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem Moniko jak z internetem gubi się czas - niedawno gotowałam na obiad marchewkę i w pewnym momencie oderwało mnie od komputera skwierczenie w kuchni - jak poszłam zobaczyć co się tam dzieje, to i marchewka i garnek do wyrzucenia, na dnie była gruba warstwa spalenizny.Dla Ciebie praca, to najważniejsza rzecz, a ja nie uciekam i absolutnie się nie gniewam. Dzięki za odwiedziny,pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń