środa, 21 października 2009
PRZYJAŹŃ - CO TO TAKIEGO
PRZYJACIELE - TO NIE RODZINA
STR. 2 C.D.
Pamiętam okres, kiedy prowadziliśmy z mężem "dom otwarty", zawsze było u nas mnóstwo znajomych, przyjaciół i zjeżdżała się rodzinka.Nigdy nie brakowało ani picia ani jedzenia - choć wiadomo czasy były trudne, ale byliśmy ludźmi zapobiegliwymi, dobrze zorganizowanymi, a mąż umiał w przemyślny sposób dorobić do pensji. Ponieważ bardzo lubiliśmy wesołe imprezy, byliśmy bardzo towarzyscy (mnie to zostało do dzisiaj), więc nasz dom był oblegany przez starych i nowo poznanych ludzi ale i my bywaliśmy u innych na przyjacielskich spotkaniach.Całe to grono ludzi nazywało siebie "naszymi przyjaciółmi"- znaliśmy się na wylot, wszystko o sobie wiedzieliśmy, pomagaliśmy sobie kiedy tylko była taka potrzeba i wspieraliśmy się w trudnych sytuacjach i nie wiem jak długo by to trwało, gdyby los nie ingerował w nasze życie. Kiedy mój mąż odszedł, to jeszcze przez ładnych klika miesięcy większość z tych "przyjaciół" nachodziła mój dom, niektórzy starali się w jakiś sposób pomóc mnie i mojemu synowi - ale już imprez nie było, wesołych zakrapianych alkoholem spotkań też nie, więc powoli odwiedzin było coraz mniej aż się w końcu urwały całkowicie. Z całego tego grona, a było nas 6-7 par małżeńskich, pozostał tylko jeden, wierny i bardzo bliski,
prawdziwy przyjaciel z żoną oczywiście, który do dzisiaj jest z nami i pomaga nam jak tylko może. Przez cały czas był dla mojego syna jakimś wzorcem, autorytetem, jak również przyjacielem do poważnych męskich rozmów.
Inną kwestią są przyjaźnie zawierane w dorosłym już wieku - koleżanki z pracy, sąsiadki a ostatnio nawet "przyjaźnie wirtualne". Jest coś w każdym z nas, że przyciąga jak magnez tzw. bratnią duszę a inną odpycha, skreśla i nie pozwoli na zbliżenie się nawet o jotę poza granice zwykłej znajomości. Nad takimi zjawiskami się właśnie zastanawiam. Co sprawia, że z grona iluś tam znajomych wyłuskuje się jak "perełkę", właśnie tę jedną, do której czuje się olbrzymią sympatię, znajduje wspólny język i otwiera przed nią swoją duszę i serce. Tak właśnie nawiązały się moje przyjaźnie z aktualnymi koleżankami, które znam od wielu lat a poznałyśmy się w różnych życiowych sytuacjach. Jedną z moich przyjaciółek poznałam w dosyć niesympatycznych okolicznościach, bo przy ostrej wymianie zdań na temat opieki nad dzieckiem. Przy tej początkowo zadziornej rozmowie obydwie złagodniałyśmy, kiedy z każdą upływającą minutą rozmowy okazywało się jak nas dzieci robią w "konia"(nasi synowie chodzili do tej samej klasy), jaką mają fantazję i siłę perswazji.Od tej pory nasza przyjaźń kwitnie i zacieśnia się coraz bardziej.
Przyjaźń z koleżankami widywanymi prawie na co dzień,w sposób "namacalny"i realny, to uważam za rzecz normalną - widujemy się i bywamy u siebie w domu, znamy wzajemnie swoje dzieci i wnuki i wszystko o sobie wiemy.
Niepojętą natomiast, dla przeciętnego człowieka, jest przyjaźń "wirtualna"z kimś kogo się nie widzi, nie zna bezpośrednio, ani jego, ani jego rodziny. Do niedawna, też tak myślałam - nie wyobrażałam sobie, że można z kimś nieznajomym prowadzić swobodne, szczere rozmowy. Teraz już wiem, że jest to możliwe - poznaje się wielu ludzi, ale tylko niektórzy zyskują moją sympatię i w miarę upływu czasu oraz wymiany poglądów, opinii i odczuć , coraz bardziej się przekonuję, że właśnie temu człowiekowi mogę zaufać. Jeszcze dochodzą spotkania, gdzie bezpośrednio i wizualnie i psychicznie można się przekonać czy właśnie z ta koleżanką utrzymywać i rozwijać przyjaźń w realu, czy raczej nie, bo akurat nasze charaktery do siebie nie pasują. A najzabawniejsze jest to, że po spotkaniach pozostają w niektórych przypadkach tylko znajomości - miłe ale niestety luźne.
Najbardziej fascynujące dla mnie, są nawiązane przyjaźnie - bo tak je mogę z czystym sumieniem nazwać - z dwiema koleżankami, których nie widziałam na oczy. Mamy bardzo podobne poglądy na wiele spraw, mamy podobne życiowe doświadczenia, mamy szeroką wiedzę ogólną jak i czysto zawodową. Piszemy do siebie poruszając każdy temat, nie omijając spraw własnych,osobistych, domowych - piszemy szczerze i otwarcie - wspierając się nawzajem i pocieszając, jak trzeba. Czy, to już można nazwać "przyjaźnią"? Uważam, że tak - to jest właśnie "przyjaźń wirtualna" - mieszkamy bardzo daleko od siebie, ale kontakt mamy częsty i bardzo intensywny.
Więc, co to jest "przyjaźń"? Ma ona różne oblicza - ale jest najcenniejszym skarbem w naszym życiu.
Przyjaciel, to ktoś, przed kim można głośno myśleć. To ktoś, kto zna twoje możliwości i pomaga ci je rozwinąć.To ktoś, kto zna również twoje ograniczenia i ostrzega przed różnymi nieszczęściami. Nie ten jest twoim przyjacielem, kto osusza twoje łzy, ale ten, kto nie pozwala ci ich wylewać. Do przyjaciela możesz iść o każdej porze dnia i nocy, jeżeli czujesz potrzebę wygadania się i uzyskania pociechy i wsparcia. Przed przyjacielem nie masz żadnych tajemnic ani tematu "tabu" - wszystko zrozumie i nigdy się nie obraża - każdą "wybuchową" sprawę przyjmie z pokorą i spokojem ducha.
Cieszę się, że mam kilkoro sprawdzonych i wiernych PRZYJACIÓŁ. To dla nich i o nich napisałam ten post.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To niesamowite,jakbym niektóre słowa napisała sama:)
OdpowiedzUsuńJa mogłabym dodać do tego,że przyjaciel to też człowiek i czasem zawodzi,bo nie sprawdza się w ekstremalnych(życiowych) dla niego sytuacjach:((