



Strona -2- c.d.
Jak wspomniałam wcześniej - mieliśmy od czasu do czasu trochę wolnego i na zmianę mogliśmy opuszczać , zwłaszcza wieczorem, teren kolonii. Nasz zamek mieścił się na skraju wsi Stuchowo, która to wieś była oddalona od Pobierowa o około 18 km. Prawie codziennie jeździliśmy z dziećmi nad morze, właśnie do Pobierowa, ale nigdy nie mogliśmy wyjechać tam nawet w kilka osób na jakieś tańce i nocne szaleństwa - bo po prostu nie było czym. Pogodziliśmy się z tą sytuacją, a nasze wieczorne wyjścia poza teren kolonii, ograniczały się do spacerów lub odwiedzaniu we wsi ludzi wcześniej poznanych - gdzie można było trochę poszpanować i wypić piwko.

Kiedy nam kierownik zakazał wychodzenia w ogóle - to zbuntowały się "dusze" nasze i postanowiliśmy - na jednym z "Basztowych" spotkań - zorganizować wyjazd do Pobierowa właśnie i to na całą noc. Kłopot był w tym, że brama wjazdowa była zamykana przez stróża codziennie około 22-ej. Wyjść przez furtkę można było ale wyjechać samochodem w żaden sposób.
I tu przyszedł nam z pomocą i dobrym pomysłem kierowca "Żuka"- stwierdził, że skoro i on bierze udział w wyjeździe, bo planowaliśmy wyjazd jego samochodem, to i on musi ten samochód wyprowadzić. Siedzieliśmy do późnej nocy w naszym Klubie opracowując plan "doskonały" - kiedy wszystkie szczegóły były dogadane - musieliśmy jeszcze grać w "marynarza" o to, kto zostanie na dyżurze, bo nie można było zostawić dzieciarni bez opieki,nawet w nocy.

Wreszcie nadeszła sobota i godzina "zero" - wszyscy w ośrodku już spali a nasza grupa cichutko, przez okienko w piwnicznej łazience wydostała się na zewnątrz (okienko zostawiliśmy uchylone). Chłopacy przy naszej pomocy zdjęli z zawiasów skrzydło bramy - odciągnęli na szerokość samochodu, my trzymałyśmy bramę, żeby nie upadła a chłopcy cichutko wypchnęli na luzie "żuczka" i z powrotem bramę nałożyli na zawiasy. Kiedy jeszcze trochę go popchnęliśmy na drodze, żeby nie było słych


Na drugi dzień rano, jeszcze przed pobudką, kierownik wbiegał po kolei do naszych sal i stawał jak wryty kiedy zobaczył, że wszyscy jesteśmy w łóżkach.Zwołał zaraz po śniadaniu pilne zebranie z zamiarem ukarania nas, ale nic z tego nie wyszło, bo nikt z nas się nie przyznał, że gdziekolwiek w nocy był. Dla niego było szokiem to, że kiedy w nocy wyglądnął przez okno, to nie było samochodu,który zwykle parkował na placu przed jego oknami, więc poszedł sprawdzić bramę ale była zamknięta, a stróż nic nie wiedział, bo klucze miał przy sobie i twierdził, że nikomu ich nie dawał. Kierownik zaniepokojony poszedł do naszych sal sprawdzić kogo brakuje a potem chodził i szukał miejsca którędy mogliśmy wyjść. I znalazł okienko w łazience - więc je zamknął- szykując w ten sposób pułapkę na nas.
Kiedy jednak raniutko wstał, wyjrzał przez okno i zobaczył "Żuka" stojącego na swoim miejscu a bramę zamkniętą, to pewno doznał psychicznego wstrząsu.

Nie jestem pewna czy przypadkiem, po jakimś czasie uwierzył, że miał halucynacje.Nigdy nikt, oprócz naszej paczki, nie dowiedział się w jaki sposób zniknął na jedną noc "Żuk" - przy zamkniętej na kłódkę bramie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz