

Natomiast tłum przed Ambasadą, to ludzie zagubieni, bezwolni, niejednokrotnie agresywni...z wyczerpania i niepewności - potrzebujący przywódcy, kogoś, kto nimi pokieruje i utrzyma dyscyplinę. To właśnie konformiści, którzy dla pewnych korzyści...podporządkowują się i okolicznościom i władzy. Takim ludziom potrzebny jest ktoś kreatywny, pomysłowy, oryginalny i niezależny.

Rzecz się działa pod koniec lat 80-tych, mój syn już któryś raz z kolei, wyjeżdżał do USA na wakacje, do mojej rodziny. Wysyłałam go tam dla szlifowania języka angielskiego, o wizę się nie martwiłam, bo wracał w terminie i nie zdarzyło się, żeby kiedykolwiek dostał odmowę jej wydania. Któregoś dnia, mając wszystkie potrzebne zaproszenia i dokumenty, wyskoczyłam z pracy sądząc, że zajmie mi to kilka godzin i wrócę jeszcze przed końcem urzędowania. Kiedy przyjechałam pod Ambasadę, to własnym oczom nie wierzyłam. że to co widzę to prawda. Wzdłuż ogrodzenia długa kolejka, przy furtce ochrona i wpuszcza po trzy osoby, reszta czeka. Po przeciwnej stronie ulicy, na placyku, tłum przekrzykujących się ludzi a wśród nich, stojący na jakichś skrzynkach po owocach, człeczyna, trzymający w ręku kartki, jakiś notes czy zeszyt i wyczytuje nazwiska. Pytam pierwszego z brzegu pana, o co tu c

W tym momencie obudziła się we mnie lwica - jak to, mój syn przez taki bałagan nie pojedzie na wakacje? Nie mogę codziennie tu przychodzić i warować w tym tłumie. Ogarnęłam okiem cały placyk i ...już działam! Toż ja przecież "creative woman" - pobiegłam do kiosku Ruchu, kupiłam zeszyt w kratkę, długopis i biegiem z powrotem. Stanęłam ci ja n

