czwartek, 16 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE




RZYM - CASTEL GANDOLFO CD str.5
Nasza pielgrzymka podhalańska jak wiele innych w tym czasie, oprócz zwiedzanie miała na celu przede wszystkim audencję u Papieża - Polaka. Mieliśmy wyznaczony dzień i godzinę na spotkanie z Janem Pawłem II - miejscem spotkania była letnia rezydencja papieża. Oczywiście w wieczór poprzedzający wizytę wszyscy byliśmy bardzo przejęci i opowieści jak kto się będzie z papieżem witał i co powie i o co poprosi - snuliśmy w nieskończoność . Nie spaliśmy tej nocy zbyt długo , bo już o 4-tej była pobudka - nasz przewodnik z księdzem ustalili, że im szybciej dojedziemy do Castel Gandolfo to będziemy mieli lepsze miejsca - tuż przed ołtarzem i prawie przy papieżu. Jednak życie koryguje wszystkie co cwańsze pomysły - i według zapisów Pisma Świętego: "pierwsi będą ostatnimi - a ostatni pierwszymi" - wylądowaliśmy jako pirwsi pod bramą , na sam konieć placu - pod mury zamku- i dopiero przed naszą grupą ustawiali sie inni pielgrzymi, po kolei wchodzący przez bramę. Tak już pozostało do końca mszy - ponieważ Ojciec Święty po oficjalnym powitaniu, witał się osobiście ze wszystkimi grupami i z każdą robił sobie zdjęcie - to my "bidule pdhalańskie" wymęczone i wygłodniałe, z bólem nóg i kręgosłupów , jako przedostatnia grupa dobrnęliśmy do papieża. Jednak spotkanie bezpośrednie z Ojcem Świętym zrekompensowało nam wszystkie dolegliwości, siła i humor jakim emanował udzielił się nam i sami nagle ożywieni i wzmocnieni, wokół Papieża poustawiani ,pstrykaliśmy zdjęcia i prosząc o błogosławiństwo przyklękaliśmy i chociaż szat jego dotknąć chcieliśmy. Przeżycie w bezpośredniej bliskości Jana Pawła II, to coś czego się nie da tak po prostu opisać, coś wewnątrz człowieka się dzieje, jakieś wzniosłe odczucie , że jest się lepszym niż zwykle, że należy tą lekkość duszy przekazać innym . Kiedy wracaliśmy bardzo uduchowieni do domków na campingu ,to dopiero zdaliśmy sobie sprawę, że Ojciec Święty musi być straszliwie zmęczony, bo grup pielgrzymów było ponad 20-cia a On z każdą robił zdjęcia i rozmawiał i błogosławił a przecież był już wiekowy - to znaczy wtedy od nas dużo starszy - postanowiliśmy ten dzień spędzić spokojnie bez zwiedzania.
A teraz z całkiem innej "beczki" - przypomniało mi się wrażenie i to niesamowite, kiedy wieczorem a nawet w nocy zdarzało nam się wracać do "bazy" czyli na camping. Przejeżdżaliśmy przez różne miasteczka i wioseczki w których było tak ciemno, jakby te miejscowości były niezamieszkane. Owszem na ulicach latarnie się świeciły ale domy przy nich stojące, były czarne jak wymarłe, jakby w środku nikt nie mieszkał. W innych krajach i u nas w Polsce oświetlone domy czyli praktycznie okna dają poczucie życia, ruchu, ciepła a tam we Włoszech - wszystkie okna pozamykane okiennicami - nie prześwituje światło w ogóle, taki u nich styl. CDN.



2 komentarze:

  1. Opis tej wyprawy do przełknięcia, trochę własnych przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim marzeniem było spotkać J.P.II-on jest moim idolem duchowum,jeśli to tak wolno mi nazwać.

    OdpowiedzUsuń