Czytałam niedawno na jednym z blogów, o tym jak niektórzy rodzice, nie chcą lub nie potrafią docenić uzdolnień swojego dziecka. Praca zawodowa, obowiązki domowe i chęć wypoczynku zbyt pochłaniają czas rodziców, aby zwrócili uwagę na krystalizujące się delikatnie talenty ich pociech. Zamiast pochwalić, zachęcić do dalszej pracy i pomóc w rozwijaniu tych uzdolnień - po prostu przechodzą nad tym obojętnie, a niekiedy nawet krytykują. Na szczęście takich rodziców jest chyba niewielu.
Mnie natomiast przypomniała się historia sprzed wielu lat, kiedy wprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Mój pięcioletni synek był zafascynowany, dużym, jasnym, czyściutkim i pachnącym świeżą farbą domem. Ponieważ przed przeprowadzką gnieździliśmy się wszyscy w jednopokojowym mieszkanku - tutaj nagle luz, przestrzeń i dudniący pogłos pustych pokoi - powodowało strach u dziecka. Chodził więc za nami krok w krok i nie mógł się przyzwyczaić do tego, że ma swój pokój, w którym może się bawić. Zanim umeblowaliśmy całe mieszkanie, to oczywiście trochę potrwało - wędrówki syna po pokojach zawsze odhaczane były jakimiś znakami na ścianach. Strasznie nas to irytowało, bo nie pomagały żadne prośby ani groźby - malunki co rusz, w jakimś miejscu na ścianie były widoczne. Kiedy pokój małego został umeblowany, położony dywan i zrobiło się w nim przytulnie - wpadłam na pomysł aby syn w swoim pokoju sam malował obrazki na ścianie. Mąż był oburzony, uważał ten pomysł za niepedagogiczny, rozzuchwalający i nieodpowiedzialny - jeżeli może w jednym pokoju, to dlaczego nie mógłby w innych, a on ma dosyć zamalowywania rysunków syna. W efekcie długiej i "spontanicznej" rozmowy ustaliliśmy, że pozwalamy na rozwijanie talentów "a może będzie kiedyś z niego Michał Anioł albo C. Monet lub P. Cezanne" przez miesiąc, jeżeli nie będzie rysował w innych pokojach.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę - syn nie zrobił już ani jednej kreski na ścianie w innych pokojach - a jego pokój, to "arcydzieło" w wydaniu kilkulatka. Malowanie i tworzenie dziwnych rysunków przetrwało kilka lat - do upiększania pokoju włączyło się kilku jego kolegów. Nie mogli się nadziwić, że rodzice Maćka pozwalają mu rysować na ścianie. Z czasem, kiedy już nie było miejsca na ścianach, to przenieśli swoje "dzieła" na sufit - w pokoju było kolorowo, wesoło i ciekawie. Niestety, po latach okazało się, że jego talenty plastyczne, zamknęły się w tych nieporadnych dziecięcych rysunkach. No, cóż próbowaliśmy rozwijać jego uzdolnienia:)
BABCIA TEZ MOŻE MIEĆ ADHD..:)
Nigdy nie wiadomo w czy rzeczywiście te rysunki pomogły. Może miały wpływ na emocje, na wyrażenie aktualnych odczuć. Może syn nie został uznanym malarzem, ale wierz mi, na jego rozwój wpłynęło to z pewnością. Jak widzę wiele rysunków zachowałaś. Jesteś wspaniała. Pozdrawiam - Gabrysia
OdpowiedzUsuńWspaniały pomysł z tymi rysunkami,szkoda że nigdy nie wpadłam na taki.Artyzm moich dzieci starannie likwidowałam ze ścian i mebli.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGabraj, w pewnym sensie masz rację - talentu to on nie miał i nie ma do dzisiaj, ale swoje lęki i emocje różnego typu wyrażał w rysunkach, malunkach i bazgrołach. Potem przyszedł okres "muzyczny", no i to był koszmar! Pozwoliłam mu bębnić na miskach, które szybka pękały...i trzeba było kupować nowe:)))) Pozdrawiam i miłego dnia życzę.
OdpowiedzUsuńKundziu jakże się cieszę z Twoich odwiedzin - widzę, że powoli wracasz do życia blogowego, brawo! Kochanie,zgodę na malunki ścienne wymyśliliśmy tylko dlatego, żeby syn zechciał zaadaptować swój pokój i żeby się w nim dobrze czuł, w pewnym sensie to nam się udało - bo talentu niestety nie ma! Pozdrawiam cieplutko i buziaczki przesyłam.
OdpowiedzUsuńGraszo, możesz być super nianią i psychologiem dziecięcym ,zadziwiasz mnie nieustannie :)
OdpowiedzUsuńto był piekny pomysł..
OdpowiedzUsuńDi, a miałam być pedagogiem:)))Zaczynałam od Liceum Pedagogicznego...jedno nie miałam talentu do gry na mandolinie:)), że nie wspomnę o akceptacji tego instrumentu.A niestety takie były na onczas wymogi, każdy musiał umieć grać i trochę śpiewać...każdy, tylko nie ja:) Przeniosłam się do "ogólniaka" i tak się skończyły moje pedagogiczne zapędy.Pozdrawiam Cię cieplutko i serdecznie.
OdpowiedzUsuńEl, myślę, że moje dziecko miało ADHD, tyle tylko, że my nic o takiej chorobie nie wiedzieliśmy. Ponieważ nie chodziło mu li tylko o rysowanie, bo miał blok i kredki i całą masę innych przyborów do malowania - on musiał się ruszać, biegać, skakać i coś efektywnego przy tym robić. Kiedyś narysował czołg z antenką, która się kończyła przy lampie na suficie - ile się przy tym nabiegał, naskakał - tapczan, biurko,podłoga...i szukanie spadających kredek - to dopiero była zabawa! Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńAch, gdyby tak wszyscy rodzice postepowali tak jak Ty,nasze dzieci rozwijaly by sie cudownie!
OdpowiedzUsuńWidac, ze bylas wspaniala matka, a teraz jestes wspaniala babcia... no i cudowna kobieta... przede wszystkim.
Ciesze sie bardzo, ze Cie poznalam. Serdeczne usciski przesylam.
Amelio, wtedy wydawało mi się, że może coś z tych malunków, bardzo abstrakcyjnych, zaowocuje prawdziwym zamiłowaniem, że może to talent:) Niestety głowę ma typowo matematyczną czyli umysł ścisły...ale i to dobre! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko zamiast ściany dostało kupę papieru.Jednak freski ją bardzo pociągały.Po kolejnym malowaniu ścian ozdobiła je malutkimi literkami. Z pewnej odległości nie były widoczne....Odpuściłam walkę o ściany.Rysować potrafi do dziś.Czytać też....
OdpowiedzUsuńKasiu jesteś super mamą - ściana to tylko część mieszkania i dobre miejsce na dziecięce fantazje malarskie!!! Talenty u dzieci same się objawiają, ale trzeba dać im szanse i trochę swobody. Pozdrawiam i buziaczki przesyłam.
OdpowiedzUsuń