czwartek, 7 stycznia 2010
ŻYCIOWA "KSEROKOPIARKA"
TRZY POKOLENIA "JEDYNAKÓW"
Przyjazd mojej wnuczki na krótkie świąteczne ferie z dalekiego południa Europy, to dla syna i dla mnie wielka radość. Pobyt jej, przez prawie trzy tygodnie, to czyste szaleństwo, gwar, śmiech i długie, aż do nocy Polaków rozmowy. Wyjazd, to życiowa konieczność - a dla nas smutek, pustka i żal, że mieszka tak daleko. Przysłowie mówi: "Każdy jest kowalem swego losu", ale nie każdy ma wpływ na kształt tego, co los wykuje. Jak zatem wytłumaczyć powielanie tych samych wzorców w jednej rodzinie, z pokolenia na pokolenie, chciałoby się ten łańcuch przerwać a nie można. Ten przysłowiowy "los" za nas decyduje - nie jesteśmy tak do końca "kowalami", jakieś fatum nad nami roztoczyło swój feralny "parasol" i nie chce go zamknąć.
Moja mama pochodzi z wielodzietnej, kochającej się i szanującej na wzajem rodziny. Po wyjściu za mąż bardzo pragnęła mieć podobną - dobrego męża i kilkoro dzieci, ale niestety wojna pokrzyżowała jej plany i marzenia. Mojego ojca wywieziono do Niemiec na roboty i już do nas nie wrócił a mama drugi raz za mąż nie wyszła. Wychowywała więc sama swoją jedynaczkę czyli mnie.
Moje życie wbrew wszelkim, wspaniałym znakom na niebie i ziemi - potoczyło się podobnie. W ciągu pierwszych lat małżeństwa mogłam urodzić troje dzieci a urodziłam tylko jedno - dwie ciąże straciłam, jak to się stało? Przecież tego nie chciałam, to "los" tak chciał. Potem straciłam męża i zostałam sama z moim jedynakiem - skąd ja to znam? Wychowywałam go sama, bo przez długie lata, nie mogłam się pozbyć odruchu porównywania każdego poznanego mężczyzny do mojego ukochanego męża. Zawsze porównania te wypadały na niekorzyść nowego partnera. To krótka historia dwóch pokoleń - ale dlaczego w trzecim też się powtarza? Czy to jakieś fatum nas obłapiło swoimi mackami? Czy wzorce pokoleniowe wpływają na nieumiejętność radzenia sobie z układami partnerskimi? Syn mój rozstał się z matką swojej córki, kiedy ta miała 4 latka. Obydwie wyjechały z Polski, ale na szczęście i dzięki mądrości obydwojga dojrzałych rodziców - mamy z wnuczką doskonały kontakt. Ale też jest jedynaczką wychowywaną bez ojca - a matka nie wyszła do tej pory za mąż.
Tak nieraz siedzę sobie i myślę, co powoduje, że człowiek mimo chęci przerwania tego łańcuszka "nieszczęść" - nie jest w stanie nic zrobić. Jak mawiał filozof - "co komu pisane, to go nie minie", czyli nie do końca prawdą jest, że sami kierujemy swoim życiem. Przypadek lub jak kto chce los, za nas decyduje. Nawet nijak do rzeczywistości, ma się powiedzenie naszego Eks-Prezydenta:"bierzmy sprawy w swoje ręce", bo jak życie pokazuje mnóstwo ograniczeń, przepisów i rzucanych kłód pod nogi, bardzo nam te ręce wiąże.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
...nie liczy sie ilosc !!! ...liczy sie jakosc ! :)
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne ze podtrzymanie mnie na duchu - masz rację, że w jakości siła,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana! dziękuję ślicznie za odwiedziny i zawsze miło będzie mi Cię gościć:)
OdpowiedzUsuńU Ciebie tak ciepło i rodzinnie-pozwól, że zajrzę czasem z filiżanką herbaty:)
Miłego dnia***
Dzięki Monisiu za odwiedziny i ciepłe słowo, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń