środa, 13 stycznia 2010
WESOŁE.....BYŁO ŻYCIE "PRACOWNIKA"
ZIEMNIAKI, BURAKI,JABŁKA, CEBULA....A GDZIE CYTRUSY?
Były lata 80-te i ogólny brak wszystkiego - w sklepach pustki, a to co w nich można było kupić - to było sprzedawane na kartki. Wszelkie rarytasy , dostępne były tylko w sklepach "Pewexu"- za dewizy lub w wydzielonych sklepach z twz. "żółtymi firankami", czyli dla VIP-ów.
W tym to okresie, we wszystkich zakładach pracy prężnie działały tzw. Działy Socjalne - zaopatrywały pracowników w płody rolne z naszych rodzimych PGR-ów. Na zimę sprowadzano dla wszystkich chętnych: wory ziemniaków, cebuli, buraków i skrzynki jabłek, śliwek i gruszek.
Pracownicy chętnie kupowali zapasy na zimę, z owoców robili przetwory - a wszystko było dużo tańsze niż w sklepie, no i na miejscu.
W moim, dużym zakładzie produkcyjnym, też na zimę sprowadzano dla pracowników, wszystko co tylko się dało. Pamiętam, że tamtej zimy pracował ze mną mój nowy zastępca - człowiek młody, pełen pomysłów, fantazji i z dużym poczuciem humoru, ale wszystkie te cechy nie przekładały się na prężność w pracy zawodowej. Miał ogromną smykałkę do wymyślania różnego typu kawałów - niegroźnych zresztą, które robił naszym pracownikom. Jak się któryś z nich dał nabrać, to było mnóstwo śmiechu i nikt nie czuł się urażony.
Kiedy w okresie przedświątecznym nasz Dział Socjalny sprowadził cebulę i jabłka - a na poszczególnych działach produkcyjnych robiono listy: kto, ile i czego chce - mój "kawalarz" postanowił trochę namieszać w całym zakładzie, stwierdził , że dobry żart tynfa wart. Wymyślił mianowicie, że powiadomi wszystkie działy aby szybko biec do Socjalnego, bo są do podziału pomarańcze i cytryny. Mówimy, że nikt się na to nie da nabrać, bo niby skąd dziewczyny miałyby wziąć takie rarytasy? Nie dał za wygraną i namówił jedną z pracownic, aby telefonicznie (zmieniając głos przez chusteczkę) powiadomiła w imieniu Działu Socjalnego wszystkie inne działy, że są u nich do kupienia owoce cytrusowe i niech wszyscy szybko przychodzą z siatkami. Długo nie trzeba było czekać - po paru minutach widzimy przez okno, jak do budynku socjalnego sunie truchcikiem sznur ludzi z siatkami w ręku. Rozbawiło nas to niesamowicie - przerwa w pracy, bo wszyscy przy oknach - ale w końcu mówię, że dziewczyny nasze też powinny iść, żeby się zorientować co tam na miejscu się dzieje, no i żeby nie podpaść, że to od nas były telefony.
Po chwili, kiedy wróciły i opowiedziały co tam się działo, że ludzie złorzeczyli, krzyczeli, że nie chcą pracownikom dać tylko sobie i swoim koleżankom podzieliły te pomarańcze i cytryny, że tylko jedna uczciwa się znalazła i ich telefonicznie powiadomiła, to wtedy już nie było nam do śmiechu. Żal nam się zrobiło niewinnych dziewczyn z działu, które musiały odpierać ataki rozjuszonych ludzi - a mój zastępca od tamtej pory trochę przystopował a wkrótce odszedł z pracy.
Po kilku dniach od tego zdarzenia spotkałam szefową Socjalnego, była już spokojna i powiedziała mi w tajemnicy, że przeprowadziła śledztwo w sprawie tego tajemniczego telefonu i już wie kto jej zrobił ten wstrętny kawał. Zamarłam na chwilę - no wydało się - a ona mi mówi, że zrobiła to zadzierająca nosa, "sucha jędza" pracująca na stanowisku Głównego.....samodzielnie a nie w żadnym dziale, bo tylko ona jedna nie przyszła po te cytrusy, a przechodząc pod oknami jej działu, to się tak dziwnie uśmiecha. Jak się okazało, to faktycznie akurat do tej pani nikt nie zadzwonił i ona jedna nie wiedziała o sprzedaży cytryn i pomarańczy.
Myślę, że mogę teraz po ćwierć wieku tę historię opowiedzieć - do tej pory nikt z moich byłych pracowników pary z....nie puścił.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy ktoś się wpisywał i miał problem z przekazaniem komentarza? Ciekawi mnie to ze względu na pierwszy sygnał, że koleżanka nie mogła swojego komentarza zamieścić,bogdzieś zniknął. Dziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuń...to ja probuje dobisac komentarz:)
OdpowiedzUsuń...i sie dodal :)...czyli wszystko dziala!
OdpowiedzUsuńTwoje zapiski wywołały - w tej chwili śmieszne,ale w tamtych czasach prawdziwe i przecież straszne wspomnienia tamtych siermiężnych czasów.Jaka pamięć ludzka jest krótka i ułomna!!!To był czas okrutny dla ludzi,gdzie deptana była ich godność i prawo do normalności,bo chyba nikt nie ośmieli się stwierdzić,że to normalne,żeby ludzie dniami i nocami stali w kolejce po telewizor.Pamiętam moja ciocia stali przez kilkanaście dni na zmianę z wujkiem brali nawet w tym celu urlop wypoczynkowy a jak już "wystali" ten tv to cieszyli się, jakby wygrali w totka.
OdpowiedzUsuńTe czekolady na kartki,papierosy na kartki,buty na kartki,o produktach żywnościowych reglamentowanych w dkg na kartki nie wspomnę....
Tylko ludzie byli wtedy inni szczerzy,otwarci,mieli ideały, byli bardziej spontaniczni i mimo wielu trudności radośniejsi.A może tylko tak ich zapamiętałam?
Pozdrawiam serdecznie;miło się czyta ten blog.
Grażka dzięki za Twoje wspomnienia tamtych czasów,były nieprzyjazne zwykłemu "szaraczkowi", to fakt ale ludzie byli tak jak piszesz inni i to mi pozostanie w pamięci,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAniu dziękuję za wyjaśnienie zagubionych komentarzy...pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWiesz,że teraz można z łezka w oku wspominać tamte "ciekawe" czasy.Chyba było weselej ale ta wesołość była gorzka.Teraz jest lepiej ale czy na pewno?
OdpowiedzUsuńWitam Cię Aszko i dziękuję za odwiedziny i wyrażenie swoich odczuć - faktem jest, że w każdych czasach są dobre i złe chwile, ale pamiętajmy te miłe, wesołe i przyjazne ....
OdpowiedzUsuńDzisiaj to są VIPy. Wtedy się to nazywało "członkowie PZPR" :)
OdpowiedzUsuńWitam moja droga i dziękuję za odwiedziny - masz rację, tak właśnie sprawy się mają,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPani Graszko, ja doskonale pamiętam lata 80-te (to były dla mnie najpiękniejsze lata, licealno-studenckie, w 1989 roku wyszłam za mąż), więc z przyjemnością wracam do tamtych obrazów.
OdpowiedzUsuńPisze pani bardzo podobnie jak moja Mama, która jest młodą (rodzice szybko założyli rodzinę) i pełną humoru osobą. Napisała już na emeryturze książkę o naszym miasteczku z dawnych lat, właśnie się ukazała, Mama bardzo się wzruszyła, kiedy przynieśliśmy jej książkę do szpitala.
Wydaje mi się, że osobowością jest pani podobna do Mamy - także wciąż młoda (nie w tym znaczeniu z kolorowych tygodników), pełna humoru, gawędziara...
Będę tu do pani zaglądać :-)
Dziękuję moja droga za tak miłe i wzruszające słowa - mam prośbę mów mi po imieniu, będzie nam łatwiej się porozumiewać.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGrażynko, bardzo mi miło :-)
OdpowiedzUsuńDo mnie mówią: Marzynia, bo tak mówiła na mnie babcia.