czwartek, 30 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE



PIZA
Większość ludzi słyszała o słynnej Krzywej Wieży w Pizie, ale raczej niewielu wie, że jest ona jednym z elementów pięknego zespołu średniowiecznych budynków tworzących Campo dei Miracoli (Plac Cudów) gdzie mieści się katedra. Wieża budowana była jako dzwonnica katedry. Jednak piaszczysty grunt spowodował, że wieża zaczęła się przechylać jeszcze w trakcie budowy.

Sama Piza jest miasteczkiem współczesnym - odbudowana po bombardowaniach w czasie II wojny światowej. Niemniej urok tego miejsca jest tak ogromny, iż ilość turystów odwiedzających Pizę przekracza wytrzymałość starych murów, większość turystów odpoczywa pod chmurką rozkładając się na trwce wokół całego k0mpleksu katedry.
Następna część będzie to relacja z pobytu we Florencji.

MOJE PODRÓŻE

TOSKANIA




Według mnie jest to najpiękniejsza i najbardziej przyjazna człowiekowi kraina Włoch. O Toskanii można dużo - ale najbardziej dla niej charakterystycznym jest niska , pudełkowata,w kolorze piasku zabudowa na terenach otwartych, wiejskich i w małych miasteczkach. Duże aglomeracje typowe dla Europy.

Wizerunek wiejskiej Toskanii: wzgórza zwieńczone cyprysami,pola pszenicy i maku, winnice i stare gaje oliwkowe.
Toskania ma takze długie wybrzeże oraz mnóstwo miejsc do wypoczynku i uprawiania sportów wodnych.
W takim oto środowisku, dobrym klimacie i niedaleko Florencji mieszka i żyje moja najukochańsza wnuczka ze swoją mamą.
W dalszej części opiszę nasze wspólne wycieczki do Pizy i do Florencji.

DLA MOJEJ WNUCZKI

Rybki - ich tajemnice, a może Rybki z Ferajny?





O rybach
ludzie powiadają,

że ryby
głosu nie mają.
Ale rybom to nie szkodzi!

Ryby niemo patrzą
sobie w oczy,  
rozmawiają o czymś...
co tylko ryby obchodzi. 
A na jaki mówią temat...
nikt pojęcia nawet nie ma!
I nigdy się nie dowie!

Jak się domyślacie chyba 
- o czym z rybą mówi ryba....
ryba nikomu nie powie ! 

środa, 29 kwietnia 2009

DLA MOJEJ WNUCZKI

NOC





Olimpeczku wiedz, że noc jest dla każdego inna, i posłuchaj:

Noc
jest dniem dla ćmy nocnej.


Nocą
sowa dzień rozpocznie.

Nocą
nietoperz się zrywa,
bo śpiąc za dnia
dzień jak noc przeżywa.


Noc
jest dla księżyca,
żeby się nim zachwycać.

A dla dzieci
noc jest po to....
żeby smacznie spały nocą!!!!

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

DLA MOJEJ WNUCZKI









OLIMPKU - MYSZECZKA DLA CIEBIE OD BABUNI
Mysz
z najcichszych najcichsza,
w nocy
myszkuje po spichrzach...
Mysz
nie robi zapasów.
W spichrzach
ziarna jest zasób.
Póty
uczta trwa myszy,
póki...
kot nie usłyszy!...

DLA MOJEJ WNUCZKI



OLIMPECZKU
OD BABUNI DLA CIEBIE:
SUSŁY
Raz synek - suseł
z miną żałosną
przysiadł skulony
pod suchą sosną.
Rzekł tata - suseł
do syna - susła,
by sobie do snu
posłanie usłał.
- Nikt ci posłania
nie uśle, suśle,
pośpiesz się synku, 
nim senny - uśniesz. 
Usłał syn - suseł 
posłanie kuse 
i .....z miejsca usnął.
I spał jak suseł. 






niedziela, 19 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE






RZYM CD. Str.8.
Wrócę jeszcze do samego Rzymu - przypomniały mi się sławetne Schody Hiszpańskie na placu di Spagna, którego nazwa pochodzi od Palazzo Spagna - rezydencji hiszpańskiego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej. U podnóża tych najbardziej obleganych przez turystów schodów, znajduje się jedyna w swoim rodzaju fontanna - della Barcaccia - zaprojektowana w formie na wpół zatopionej łodzi. I właśnie ta fontnna jest warta grzechu "zachwytu", natomiast schody są dla mnie normalnymi, starymi i obleganymi siedziskami. Znam dużo piękniejsze schody w naszym kraju np, przepiękne ,olbrzymie , zadbane i urozmaicone zieleńcami wokół, płaskorzeżbami i posągami oraz piękną fontanną - Schody na Wałach Chrobrego w Szczecinie. Właśnie z tymi schodami wiążą się moje wspomnienia z czasów liceum, bo za Wałami Chrobrego znajdował się mój Ogólniak i codziennie po tych schodach do góry biegałam. I w tym właśnie miejscu kojarzy mi się przysłowie :"Cudze chwalicie, swego nie znacie".
Wracaliśmy już do kraju i na koniec naszej wyprawy zostawiliśmy sobie najsmakowitszy kąsek czyli Wenecję. Sam wjazd do Wenecji i ustawienie gdzieś na placu autokaru nie robiło na nas specjalnego wrażenia. Wenecję, jako miasto a właściwie domy ustawione na wodzie, "wyczuliśmy" dopiero wtedy, kiedy zbliżyliśmy się do Canale Grande , wsiedliśmy wszyscy do Vaporetto(tramwaj wodny) i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Przejażdżka tym tramwajem a właściwie płynięcie kanałami zamiast ulicami, robi na człowieku niesamowite wrażenie. Wielki Kanał ciągnie się zygzakiem przez serce starej Wenecji. Wzdłuż całej trasy ciągną się przeróżne i wielkością i świetnością - pałace, wspaniałe domy i kościoły. Widać też bardzo wyrażnie poszczególne wysepki ,na których te domy stoją,każda z tych wysepek dodatkowo połączona jest z inną małymi i uroczymi mosteczkami - patrząc na to z boku odnosi się wrażenie, że bramy domów połączone są mostami. Natomiast kiedy już się wejdzie na stały ląd to zapomina sie, że dookoła jest woda i te wysepki z każdym rokiem są coraz bardziej pochłaniane i niszczone przez słoną wodę. Problemem dla miasta jest także emigracja jego mieszkańców oraz duża liczba turystów . Ten natłok odwiedzających bierze się prawdopodobnie stąd ,iż ci co mogą, to się spieszą, bo fama głosi, że za 10-ć lub 15-cie lat Wenecja zostanie zatopiona. Tak czy inaczej nie można pominąć Wenecji będąc we Włoszech. Punktem centralnym miasta na wyspach jest Plac Św.Marka - "najpiękniejszy salon w Europie" jak powiedział swego czasu Napoleon. Na placu tym znajdują się dwie najwspanialsze zabytkowe budowle miasta : Bazylika Św. Marka i Pałac Dożów. Ciekawostką jest natomiast to, że w kawiarenkach na placu, można kupić najdroższą w mieście kawę. Inną ciekawostką jest zegar na wieży( od północnej strony Bazyliki) ,nad którym umieszczono napis:"Liczę tylko godziny szczęśliwe". Legenda natomiast głosi, że wenecjanie oślepili twórców zegara - aby wykonanie podobnego dzieła w innych miastach, było niemożliwe. CDN>.

sobota, 18 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE




RZYM - CD. Str.7.
Któregoś pięknego dnia wyruszyliśmy na południe Włoch do Neapolu i do Pompei.Pierwszym miejscem, które musieliśmy dokładnie zwiedzić były oczywiście Pompeje. Wybuch Wezuwiusza w 79r. zachował to miasteczko dla potomności, kryjąc domy i mieszkańców pod górą wulkanicznych popiołów i gruzów. Dopiero w XVII wieku dowiedziano się, ze starych dokumentów, o istnieniu Pompei. Prace wykopaliskowe trwające do tej pory odkryły zaledwie połowę miasta. A i ta połowa to olbrzymi obszar do zwiedzania i to tak fascynujących wykopalisk, że jak sobie człowiek uświadomi ile wieków temu już ludzie wymyślili urządzenia i przedmioty, których do dziś używamy, to wierzyć się nie chce, że to wszystko w swej prostocie było tak genialne. Zabawne jest i to, że w tym I-ym wieku - mieszkańcy Pompei mieli własne Domy Publiczne w dzielnicy tzw."Czerwonych latarni", mieli też zespół łażni miejskich no i oczywiści teatry na świeżym powietrzu. Przy odkrywaniu tych wszystkich cudeniek wyobrażnia pracuje na zwiększonych obrotach - widać ludzi żyjących w luksusie, wygodnie i bogato i nagle zostaje to spokojne życie zastygłe i zamknięte w lawie żrącej i gorącej i przestaje istnieć - ale równocześnie zostaje zachowane dla potomnych w stanie prawie nienaruszonym. Kończymy zwiedzanie wczesnym popołudniem i straszliwie zmęczeni jedziemy do Neapolu. Tylko jedno Muzeum zwiadzamy - to, w którym znajdują się postaci ludzi zastygłe w pozach w jakich zalała ich lawa , postaci jak wyryte z kamienia - wrażenie niesamowite.
Neapol to osobna historia, miasto jak miasto tyle tylko, że Włoskie ale miałam przygodę. Ponieważ byliśmy i zmęczeni i głodni - postanowiliśmy coś przekąsić na plaży - bo tam bez skrępowania mogliśmy porozkładać swój prowiant i zjeść. Mieliśmy do wieczora sporo czasu, a że pogoda była piękna to wszyscy powchodzili do wody. Co bardziej bojażliwi i wiedzący, że w Morzu Tyrreńskim przy brzegu wszystkie kamienie i głazy porośnięte są ostrymi jak brzytwa i bardzo niebezpiecznymi ukwiałami i inną morską fauną - wchodzili do wody w klapkach lub nawet w tenisówkach, ale nie ja oczywiście. Fantastyczna ,chłodna woda i Grażusia sobie skikała z jednego kamyczka na drugi i z jednego głazu na drugi, nic nie czując , tylko rozkoszując się orzeżwiającą kąpielą. Po wyjściu z wody nic jeszcze nie czułam ale zauważyłam czerwone ślady na piasku. Dopiero po obejrzeniu stóp przeraziłam się nie na żarty - pocięte były jak żyletką ale o dziwo nic mnie nie bolały. Koleżanka jednak obandażowała mi je i tak dojechałam do naszego obozu. Komplikacje zaczęły sie na drugi dzień - stopy mi spuchły i bolały niesamowicie - dostałam jakieś smarowidło i trochę mi ulżyło - musiałam przecież funkcjonować i wytrzymać aż do wyjazdu do Polski. Dodam tylko, że jedna noga wygoiła mi się w miarę szybko - natomiast druga, bardziej pocięta goiła się prawie pół roku. CDN.

piątek, 17 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE




RZYM CD. str. 6

Nasze wycieczki z Rzymu odbywały się prawie codziennie i to w różnych kierunkach.Tym razem pojechaliśmy do ASYŻU - na cały dzień. Wiadomo, że Asyż zasłynął jako miejsce urodzenia św. Franciszka, patrona Włoch i założyciela zakonu Franciszkanów. Nad Asyżem góruje potężna bryła bazyliki, miejsce spoczynku św. Franciszka. Sam Asyż jest ładnym, położonym na wzgórzu miastem, pełnym kościołów, galerii, ukwieconych uliczek i pięknych, średniowiecznych domów z różowego kamienia. Pamiętam jak na starym ryneczku ,wśród zmurszałych kamieniczek, przycupnęła maleńka kawiarenka z wystawionymi na zewnątrz stolikami. Pielgrzymi po zwiedzaniu różnych atrakcji architektonicznych byli zmęczeni i dostaliśmy czas wolny- mogliśmy więc małymi grupkami wypoczywać według własnego uznania. Dobrałyśmy się w czwóreczkę i "hajda w miasto", kasy za dużo nie miałyśmy ,ale co tam i za to co miałyśmy też poszaleć można - no ale w mniejszej ilości. Wykombinowałyśmy więc, że sobie zamówimy kawę ale tylko dwie maleńkie filiżanki i wodę gorącą - bo kawy były niesamowicie mocne- rozlałyśmy sobie na cztery i było super. Do tego cztery różne ciastka (a ciastka włoskie to pychota) i też podzieliłyśmy każde na cztery, żebyśmy mogły popróbować choć trochę z każdego. Teraz mogę się z tego śmiać, musiałyśmy wtedy bardzo pociesznie wyglądać zwłaszcza dla obserwujących nasz stolik, bo kelnerki chyba nie miały czasu na dziwowanie się. Niemniej jednak wspomina się te czasy - kiedy nie można było sobie kupić lirów ile się chciało,ale tyle ile przydzielili- z wielkim rozrzewnieniem. CDN.

czwartek, 16 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE




RZYM - CASTEL GANDOLFO CD str.5
Nasza pielgrzymka podhalańska jak wiele innych w tym czasie, oprócz zwiedzanie miała na celu przede wszystkim audencję u Papieża - Polaka. Mieliśmy wyznaczony dzień i godzinę na spotkanie z Janem Pawłem II - miejscem spotkania była letnia rezydencja papieża. Oczywiście w wieczór poprzedzający wizytę wszyscy byliśmy bardzo przejęci i opowieści jak kto się będzie z papieżem witał i co powie i o co poprosi - snuliśmy w nieskończoność . Nie spaliśmy tej nocy zbyt długo , bo już o 4-tej była pobudka - nasz przewodnik z księdzem ustalili, że im szybciej dojedziemy do Castel Gandolfo to będziemy mieli lepsze miejsca - tuż przed ołtarzem i prawie przy papieżu. Jednak życie koryguje wszystkie co cwańsze pomysły - i według zapisów Pisma Świętego: "pierwsi będą ostatnimi - a ostatni pierwszymi" - wylądowaliśmy jako pirwsi pod bramą , na sam konieć placu - pod mury zamku- i dopiero przed naszą grupą ustawiali sie inni pielgrzymi, po kolei wchodzący przez bramę. Tak już pozostało do końca mszy - ponieważ Ojciec Święty po oficjalnym powitaniu, witał się osobiście ze wszystkimi grupami i z każdą robił sobie zdjęcie - to my "bidule pdhalańskie" wymęczone i wygłodniałe, z bólem nóg i kręgosłupów , jako przedostatnia grupa dobrnęliśmy do papieża. Jednak spotkanie bezpośrednie z Ojcem Świętym zrekompensowało nam wszystkie dolegliwości, siła i humor jakim emanował udzielił się nam i sami nagle ożywieni i wzmocnieni, wokół Papieża poustawiani ,pstrykaliśmy zdjęcia i prosząc o błogosławiństwo przyklękaliśmy i chociaż szat jego dotknąć chcieliśmy. Przeżycie w bezpośredniej bliskości Jana Pawła II, to coś czego się nie da tak po prostu opisać, coś wewnątrz człowieka się dzieje, jakieś wzniosłe odczucie , że jest się lepszym niż zwykle, że należy tą lekkość duszy przekazać innym . Kiedy wracaliśmy bardzo uduchowieni do domków na campingu ,to dopiero zdaliśmy sobie sprawę, że Ojciec Święty musi być straszliwie zmęczony, bo grup pielgrzymów było ponad 20-cia a On z każdą robił zdjęcia i rozmawiał i błogosławił a przecież był już wiekowy - to znaczy wtedy od nas dużo starszy - postanowiliśmy ten dzień spędzić spokojnie bez zwiedzania.
A teraz z całkiem innej "beczki" - przypomniało mi się wrażenie i to niesamowite, kiedy wieczorem a nawet w nocy zdarzało nam się wracać do "bazy" czyli na camping. Przejeżdżaliśmy przez różne miasteczka i wioseczki w których było tak ciemno, jakby te miejscowości były niezamieszkane. Owszem na ulicach latarnie się świeciły ale domy przy nich stojące, były czarne jak wymarłe, jakby w środku nikt nie mieszkał. W innych krajach i u nas w Polsce oświetlone domy czyli praktycznie okna dają poczucie życia, ruchu, ciepła a tam we Włoszech - wszystkie okna pozamykane okiennicami - nie prześwituje światło w ogóle, taki u nich styl. CDN.



środa, 15 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE





RZYM CD> str.4

Najbardziej fascynującym miejscem w Rzymie jest bez wątpienia : Colosseum ,Palatyn i Forum Romanum.

Colosseum - miejsce igrzysk i krwawych walk gladiatorów - samo w sobie jest potęgą, jego majestetycznego wyglądu nie przyćmił ani upływ czasu ani zniszczenia spowadowane burzeniem murów dla uzyskania kamieni pod budowę świątyń i kościołów. Przepowiednia głosi, że: "jak długo będzie stało Koloseum, tak długo będzie Rzym, gdy Koloseum upadnie, upadnie Rzym, a kiedy upadnie Rzym, upadnie świat." Myślę, że postoi jeszcze mnóstwo lat - oby tylko nie zniszczyła go jakaś bomba nuklearna- i cieszć będzie oczy niejednego miłego turysty.

Palatyn - to naturalne wzgórze ( jedno z siedmiu) na którym rozciąga się Rzym. Na tym wzgórzu według legendy wilczyca karmiła słynne bliżnięta - Romulusa i Remusa. Było to też ulubione miejsce budowy najwspanialszych pałaców cesarskich (pałac z łaciny - palatino).W dolinie u podnóża Palatynu wznoszą się ruiny Circo Massimo, gdzie organizowano wyścigi cesarskich rydwanów. Malownicze widoki, piękne ogrody, cieniste gaje pomarańczowe i spokojne, romantyczne zakątki zapewniają wspaniały odpoczynek podczas przerwy w zwiedzaniu.

Forum Romanum - było sercem starożytnego Rzymu - powstawały tu budynki publiczne, domy patrycjuszy, świątynie i rynek. Teraz są to romantyczne ruiny, ale ich smutne piękno i echa przeszłości sprawiają, że stanowią one najważniejszy obszar archeologiczny w Europie. Warto tam pójść, by podziwiać ślady dawnej wielkości i subtelny urok tego wspaniałego kiedyś miejsca. Człowiek wśród tych olbrzymich ruin czuje się jak maleńka istotka, która przyszła i zaraz zniknie a te olbrzymy zostaną na zawsze. Wrażenie, którego się nie da zapomnieć. CDN.

MOJE PODRÓŻE













RZYM cd str.3

Do Rzymu dojechaliśmy jeszcze za dnia - bo pogoda była piękna i napewno było gorąco. Naszym miejscem noclegowym było pole Campingowe na obrzeżach Rzymu. Wynajmowaliśmy niewielkie domki z kilkoma pokoikami i ładnymi tarasikami - w wyposażeniu były kuchenki (tylko już nie pamiętam czy na gaz czy elektryczne) ale i tak gotowanie posiłków przynajmniej raz dziennie organizowaliśmy w zespołach dyżurnych. Na cały okres pobytu grupa podzieliła się na pięcioosobowe zespoły d/s gotowania i porządków . Z uwagi na fakt, że mieliśmy zapasy żywności dla całej pielgrzymki to i posiłki były dla wszystkich jednakowe a dyżurni wymienni mieli też różne umiejętności kulinarne. Tak więc zdarzało nam się jeść jednego dnia makaron rozciapciany a innego dnia prawie przypalony ryż. Niemniej jednak głód nam nie dokuczał - bo nawet na drogę na cały dzień wyprawy - dyżurni robili kanapki dla wszystkich.

Z naszego pola campingowego robiliśmy codziennie wypady : do Rzymu,do Castel Gandolfo,do Neapolu, do Asyżu,do Padwy i wracając już do domu zatrzymaliśmy sie w Wenecji. Nasz rozkład dnia był niezmienny - wstawaliśmy już o 5:oo czyli skoro świt,po modlitwie i śniadaniu wskakiwaliśmy w autokar i jazda na zwiedzanie. Niesamowite wrażenie robiły na mnie katedry, duże i mały kościółki zarówno w ilości jak i stylu budownictwa, nietypowe były również ulice i domy w zabudowie tak ciasnej, że na niektórych uliczkach jakby dobrze wyciągnąć ręce to możnaby dotknąć domów stojących po obu stronach ulicy. Najbardziej mnie jedank fascynowały wykorzystane na sklepiki niepozorne z zewnątrz pomieszczenia - lokale lub mieszkanka. Po wejściu do środka można było dostać oczopląsu - tak pięknie były urządzone i wyposażone , czyściutkie i niemalże błyszczące. Natomiast mniejsze wrażenie na mnie robiły ulice przestronne i z dużą ilością sklepów oczywiście też olbrzymich i bogato wypasażonych, bo takie ulice były w każdej metropolii (już wtedy mi znanych).

Fascynujące były natomiast wyprawy do wnętrza Bazyliki Św.Piotra - gdzie nie tylko mogłam zobaczyć ale i dotknąć Ołtarza Papieskiego z Baldachimem,Figurę Św.Piotra,mozaiki Cavalierego d,Alpino,zegar Giuseppe Valadiera i wiele innych rzeczy znanych z telewizji. Nie chcę opisywać ani szczegółów architektonicznych ani wypowiadać się na temat stylu figur czy malarstwa znajdującego sie w tych wszystkich zabytkach, bo to nie o to chodzi w moich wspomnieniach. Pragnę tylko zapisać sobie i następnemu pokoleniu na pamiątkę te miejsca, które wbiły mi się w pamięć. Do nich zaliczam Kościół na skraju Piazza del Popolo pod wezwaniem Świętej Marii del Popolo gdzie wrażenie robi marmurowy nagrobek z relikwiami.Jednym z bardziej fascynujących miejsc jest nienaruszona wsaniałość PANTEONU, którego kopuła jest tak olbrzymia i niesamowicie piękna - licząca sobie 1900 lat - że kto jej nie widział może tylko żałować. Ta kopuła jest jedyną na świecie nie podpartą betonową kopułą jaka w ogóle istnieje. Następną Bazyliką robiącą wrażenie jest Santa Maria Maggiore - stare, bo liczące 1400 lat mozaiki należą do najpiękniejszych w Rzymie, a wspaniały strop podtrzymywany jest przez 40-ści masywnych kolumn. Jeszcze jeden kościółek wart jest zwrócenia na siebie uwagi - to kościół San Clemente - perełka w rzymskiej architekturze - zbudowany na trzech poziomach. Pierwszy górny zbudowany w latach 1108-1130, pod nim leży starszy kościółek z roku 392 a na najniższym trzecim poziomie znajdują się ruiny świątyni sprzed czasów chrześcijańskich.

środa, 1 kwietnia 2009

MOJE PODRÓŻE


RZYM - CD str.2
Wyjeżdżaliśmy z Warszawy w bardzo słoneczny dzień, około południa, a granicę przekraczaliśmy o zmierzchu. Pierwszy postój na nocleg mieliśmy dopiero w klasztorze pod Wiedniem. Klasztor olbrzymi, nocleg na podłodze w śpiworach...pomieszczenie przypominające dużą, pustą salę klasową. Wszyscy straszliwie pomęczeni, przekąsili co kto miał pod ręką i po byle jakim myciu, poukładaliśmy się do snu. Spaliśmy jak susły, kiedy rano skoro świt, ksiądz - nasz duchowy przewodnik - zrobił pobudkę i zaprosił nas na poranną mszę. Cóż było robić, taki urok pielgrzymek - poza tym, czas mieliśmy ograniczony i należało trzymać się harmonogramu. Za to mogliśmy porządnie się umyć i zjeść przyzwoite śniadanie oraz przygotować kanapki na drogę. Przez Wiedeń jechaliśmy dosyć szybko, więc nie było zwiedzania, ale wiadomo, że więcej czasu będzie na Rzym i w ogóle na Włochy. Sam przejazd przez Austrię i część Włoch, zatarł mi się w pamięci. Z moich zapisków wynika, że zachwyt nad krajobrazami i nad miasteczkami, przez które przejeżdżaliśmy, był ogromny. Teraz wiem, że wynikało to z porównania naszej szarej rzeczywistości do tych pięknych, czystych i kolorowych miasteczek, gdzie sklepiki dobrze zaopatrzone, pełno kwiatów zwisających girlandami z okien domów oraz czyste i zadbane samochody.    CDN.