poniedziałek, 3 stycznia 2011
JAK DOBRZE MIEĆ SĄSIADA....
Minęły święta i szalony "Sylwester", nie musiałam nigdzie wyjeżdżać i przeżywać grozy na dworcach kolejowych ani na oblodzonych drogach ani na lotniskach:) Ciepło domowego ogniska, miła i spokojna atmosfera w gronie najbliższych zupełnie mi wystarczyła. Nowy Rok witałam z synem i synową - życząc im wielu radości, opanowania i mądrości w opiece i wychowywaniu, oczekiwanej za 3 miesiące, córci. Będzie to moja druga wnuczka, jestem więc cała w skowronkach!
Kiedy tak opowiadaliśmy sobie o różnych naszych sylwestrowych zabawach, przypomniała mi się nietypowa noc sylwestrowa sprzed kilku lat. Byłam wtedy sama - syn i synowa mieszkali na drugim końcu miasta i bawili się u siebie z przyjaciółmi, a moja pierwsza wnuczka była we Włoszech.
Wieczorem po kąpieli, postanowiłam w stroju nocnym posiedzieć przed telewizorem, a o północy wypić lampkę wina (bo tylko to miałam) i położyć się spać. Jak postanowiłam, tak zrobiłam...ubrałam koszulkę nocną, szlafroczek cieplutki, opatuliłam się kocykiem i umościłam w fotelu. Na stoliku postawiłam herbatkę, coś słodkiego i nalaną lampkę wina, aby już nie biegać do barku i nalewać...taka byłam wygodna. Gdzieś około 23,30 słyszę alarmujący dzwonek do drzwi, "ki diabeł" myślę sobie...z nikim się nie umawiałam, dzieci mają telefon więc by dzwoniły, gdyby coś się stało. Podeszłam jednak cicho do drzwi i zerkam - kto zacz? Za drzwiami stoi moja przyjaciółka- sąsiadka, wystrojona jak należało na tę wyjątkową noc....więc otworzyłam z lekka zaskoczona. "Co się B....o stało?" - pytam. A ona od progu krzyczy:"Ubieraj się natychmiast i chodź do nas, bo nam smutno samym, jestem tylko z R.....m, i chcemy żebyś z nami wzniosła o północy toast!" Mówię, że absolutnie mowy nie ma - nastawiłam się na spokojne oglądanie telewizji, jestem w koszuli nocnej i nie będę się ubierała, tylko po to, żeby wypić toast i wracać do łóżka - nie i nie !!! Jednak nie znałam siły przekonywania i uporu mojej sąsiadki - jak się zacięła, to jak zdarta płyta...powtarzała w kółko:"chodź i chodź.. Nie musisz się nawet ubierać, bo i tak wieczorowo wyglądasz, jak nie pójdziesz ze mną, to ci R.....a przyślę". Co miałam robić...nałożyłam tylko rajstopy i jak stałam, tak poszłam...na 10 minut, bo tyle zostało do północy:)
Moja u nich wizyta przeciągnęła się do piątej rano - szaleliśmy w trójkę jak nastolatki...śpiewając, tańcząc, jedząc i pijąc. Opowiadaliśmy sobie mnóstwo dowcipów, wspominaliśmy nasze dawne szalone zabawy...a ja zapomniałam w czym do nich przyszłam...bawiliśmy się wyśmienicie! Opowieści o tym "Sylwestrze" krążą w rodzinie jako anegdota. Nie wiem, czy komuś się podobny "wyczyn" trafił...iść na zabawę sylwestrową w koszuli nocnej i szlafroku?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie jest miec do wspominania taką szaloną i spontaniczną zabawę.
OdpowiedzUsuńW Sylwestra nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło.
Ale kiedys jak byłam nastolatką pojechałysmy z kolerzanką do Krakowa. Na pewną młodzierzową impreze. Poza tym co miałysmy na sobie(dzinsy i bluzeczki) w plecakach była tylko bielizna i koszulki nocne i sweter. Pech chcial że w dzień powrotu do domu jakies 2 godziny przed odjazdem pociągu złapała nas potworna ulewa, lało się z nieba jak z wiadra. Wyglądałyśmy jak by nas ktoś do wanny pełnej wody w ciuchach włożył. Z braku innych mozliwosci przerobilysmy nasze koszulki na spodniczki na gore ubrałysmy wielkie welniane swetry , nie pytaj jak wyglądałysmy.. Moja mama jak mnie w drzwiach zobaczyla to z przerazeniem zapytala; dziecko.... dlaczego Ty wrocilas do domu w piżamie ....
Niesławo - a jednak ze strojem nocnym ...można mieć wiele przygód:)))Uśmiałam się czytając, bo już Was widzę, w tych wiszących koszulkach...jako spódniczkach:)))Miłego i uśmiechniętego dnia Ci życzę oraz buziaczki przesyłam.
OdpowiedzUsuńnie i nie , nie poszłabym. skoro bawili się bez ciebie cały wieczór ,mogli sobie darować , wznoszenie toastu w twojej obecności. takie nachalne zapraszanie świadczy o braku kultury. albo wszyscy robimy piżamowe party lub darujmy sobie takie gesty. ja nie czułabym się w takiej sytuacji komfortowo , ale skoro Ty bawiłaś się świetnie, to świadczy tylko o tym, że każdy z nas ma inne usposobienie. Sylwester spędzam na "białej" ( dawniej uznawano tylko białą , nakrochmaloną pościel..brrrr, a ja mam kolorową pościel ) sali mojego łoża i biada temu, kto chciałby mnie z tej sali wyciągnąć :D mogłabym pojechać do znajomych, do rodziny , pójść razema na bal, prywatkę, ale już nie mam ochoty. nie jestem młoda ,nie będzie księcia, nie zgubię pantofelka , nie będzie wróżki , a przecież ja zupełnie tak, jak Kopciuszek żyję ;D
OdpowiedzUsuńkicham na to wszystko , gdzie sprawiedliwość na tym świecie...tylko w bajkach :)
Di, przynajmniej w niektórych sprawach się różnimy...to dobrze, bo nie jest nam nudno:))) Z B. znamy się prawie 40 lat, to tak jak rodzina i nie odbierałam jej zaciągnięcia mnie na "bal" w ten sposób, jak piszesz lekceważący. Mieliśmy tylko razem wypić lampkę szampana i na tym koniec...ale jak w życiu, plany wzięły w łeb...i co dalej, to wiesz.W tym roku jak zresztą i w poprzednim, balowałam na białej sali...Z B. złożyłyśmy sobie życzenia telefonicznie, bo oni też już na białej sali balują:)))i nawet z domu nie chce im się wychodzić...przez korytarz do mnie! Miłego dnia Ci życzę i uściski dla Ciebie i Seniorki.
OdpowiedzUsuńA wiesz Graszko, ze takie spontaniczne i niespodziewane rzeczy sa najlepsze!!!
OdpowiedzUsuńJa kiedys tez mialam takiego Sylwestra, u kolezanki.. w sklepie takim z gazetami i kawa... gdzie wpadlam tylko na chwilke, wypic wlasnie kawe i zjawil sie tez niespodziewanie pewien gosc, tez tylko na kawe... i tak zostalismy do rana, bawiac sie szampansko, tylko we trojke!!!
I to byl chyba moj najlepszy sylwester, wybawilam sie jak nigdy!
Nie wszystko musi wiec byc zaplanowane, spontanicznosc jest niekiedy nawet wskazana!
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Przesylam moc usciskow i pozdrowien.
Amelio, jak Ty mnie rozumiesz...bo tak właśnie tego "szlafrokowego" sylwestra potraktowałam:))) Jako spontaniczne wyjście...było super! Myślę, że na niejednej zabawie sylwestrowej planowanej i z rozmachem zorganizowanej, może nie być tak wesoło...Powiem Ci, że z B. znamy się już prawie od 40 lat i czujemy się jak w rodzinie. No, kochana, to widzę, że też miałaś przygodę co by się na anegdotę rodzinną nadawała:))) Dzięki za życzenia i moc uścisków Ci przesyłam.
OdpowiedzUsuńA mnie to by taka impreza ominęła, po prostu bym nie otworzyła drzwi.Ba, nawet nie wyjrzałabym przez wizjer kto to się dobija.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Fantastycznie. Takie imprezy są najlepsze.Mnie te zaplanowane ostatecznie doprowadzają do rozpaczy a takie nagłe nie mają kiedy i wtedy jest najlepiej.Super. Ja też miałam pidżama party tyle ze u siebie.Z wyboru. Wypiłam szampona i poszłam spać. Przynajmniej rano wstałam zdrowa.
OdpowiedzUsuńAnabell i tym sposobem okazuje się jakie jesteśmy różne...co powoduje, że nasze kontakty nie są nudne:))) Każda z nas inaczej reaguje na pewne sytuacje a wymiana doświadczeń i zachowań, ubarwia nam wzajemnie życie:)))Powiem Ci tylko, że nieraz fajnie coś zrobić spontanicznie, bez specjalnych przygotowań, zastanawiania się, tak na luzie...odżywa w nas młodzieńcza dusza:)))Przesyłam Ci moc uścisków i garść "spontanu" :)))
OdpowiedzUsuńKasiu widzę, że nie tylko ja się popisałam "szlafroczkowym" występem:))) Super impreza - takie piżamowe party - na luzie, w przyjacielskim gronie i pogaduchy do rana:))) Nie zapominaj nigdy o tych cudnych chwilach, bo w momencie różnych życiowych "katastrof", będą ratowały Twoją psyche...Przesyłam buziaczki,pa.
OdpowiedzUsuńBo takie "spontany" zawsze są najlepsze! Człowiek nie planuje, nie zachodzi w głowę co tu zrobić, żeby ludzi nie zanudzić, wychodzi samo i jest co wspominać :)
OdpowiedzUsuńKochana, nie tylko Ty spędziłaś ten wieczór w szlafroku:) Miałam zaproszenie w cztery miejsca-takie posiedzeniówki. Wiedziałam, że wszędzie będzie miło i tak mi się smutno zrobiło na myśl, że muszę wybierać, że zadzwoniłam wszędzie, mówiąc, że będę gdzie indziej i że ich odwiedzę po nowym roku. Taki ostatni grzeszek na koniec roku...
OdpowiedzUsuńZostała mi jeszcze jedna przemiła wizyta:)
A w sylwestra ubrałam się pięknie, przyozdobiłam-tak dla siebie, potańczyłam przy bożonarodzeniowym koncercie, pośpiewałam sobie, a gdy rozbłysły fajerwerki, założyłam na kreację szlafrok syna (bo cieplejszy) i wyszłam na balkon. A potem w tej kreacji i szlafroczku zatopiłam się w fotelu z książką i było cuuudownie!
Ściskam Cię mocno Imprezowiczko:)
Co prawda nie lubię być zaskakiwana ale Sylwestrowa Noc to co innego i wszystko jest dozwolone. W zwyczajny wieczór bym odmówiła, ale Sylwester to noc szaleństw i dobrze, że dałaś się namówić :).
OdpowiedzUsuńWszystkiego Naj Naj :)
Aga, też tak uważam - nie planowane wyjście okazuje się zwykle najfajniejsze! A bawić się można...nie koniecznie w sukni balowej:)))Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMonisiu - witam "szlafroczkową" damę:)))Kochanie często bywa, że musimy wybierać, ale czy wybór byłby trafny? Może właśnie dobrze zrobiłaś, że wybrałaś spokojny w eleganckim stroju, jak na okazję przystało, wieczór sylwestrowy we własnym domu. Na pewno było sympatycznie i bezpiecznie...tańce i śpiewy własne, to takie urocze! Moc serdeczności Ci przesyłam.
OdpowiedzUsuńAnulko i właśnie o to chodzi, że to nietypowa noc i taka...szalona, więc co tam bawić się można w każdym stroju, byle tylko towarzystwo było doborowe. Pozdrawiam Cie serdecznie!
OdpowiedzUsuńJak zwykle u Ciebie ciekawie. Wierzę,że zabawa była udana. Coraz bardziej brakuje nam spontaniczności. Wszystko musi być zaplanowane, przewidziane, wcześniej o wszystkim trzeba uprzedzić. Ty pokazałaś, że mozna inaczej. I też będzie super zabawa.Kiedyś tej spontaniczności było więcej. Teraz nawet krótką wizytę u przyjaciół trzeba wcześniej zapowiedzieć. Tylu niespodzianek sami się pozbawiamy.
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłu i ......odwagi. Pozdrawiam serdecznie.
Gabrysiu ano takie mam wspomnienia:)))Ponieważ znamy się wiele lat i razem przeszliśmy różne życiowe zawirowanie...a mieszkamy tak blisko siebie, to nie mamy skrupułów w odwiedzanie siebie nawzajem o różnych porach i w każdej sytuacji...Wiadomo kiedy nikt nie otwiera, to znaczy, że nie ma...i w tył zwrot, niedaleko:))) W większości moich wyjazdów do przyjaciół, to niestety dzwonię, bo to daleko i byłoby wielkim kłopotem wrócić do domu nie zastawszy nikogo. Moc uścisków Ci przesyłam.
OdpowiedzUsuńGraszko, ja wciąż właściwie żyję na luzie, ale gdy chcę być z jakiegoś powodu sama to nie otwieram drzwi i nie odbieram telefonów. Czasem bardzo lubię pobyć sama we własnym towarzystwie i to nie ma nic wspólnego ze złym nastrojem czy też "dołem".
OdpowiedzUsuńUściski, na te odległość to Cię chociaż nie zarażę.
No to Grażuniu poleciałaś po bandzie!
OdpowiedzUsuńJa co prawda nie na sylwestra, ale (po lekturze "Słoneczników") do szkoły przyszłam w piżamie. Jeszcze 2 koleżanki były w piżamach, ale i tak niejaka Włodka nas przebiła: była w koszuli nocnej!!!
Anabell - rozumiem Cię, bo ja też tak mam:)))) Oczywiście są chwile, że człekowi potrzebne własne towarzystwo....by mógł pogadać z "inteligentną" osobą i pewne rzeczy jej wytłumaczył:))) A tak w ogóle,to każdy z nas potrzebuje prywatności i spokoju! A w kwestii zarażenia, to faktycznie odbieram uściski w locie lub przez szybkę, bo ja nie mogę zarazić synowej ( jest w zagrożonej ciąży). Tobie zdrówka życzę!!!
OdpowiedzUsuńMarzyniu - rewelacja, już Was widzę:)))Pewnikiem poszłyście potem na "piżamowe party" :)))i nie ważne czy to noc Sylwestrowa czy inna:)))Moc uścisków i serdeczności Ci przesyłam.
OdpowiedzUsuń