wtorek, 17 lipca 2012

LATO NA WSI








ZUPA RATA-TUJ....CZYLI WSZYSTKO W GARNKU.

Miałam wtedy może 7 albo 8 lat i jak zwykle część wakacji spędzałam u wujostwa na wsi. Lato było piękne i upalne, w ogrodzie wszystko rosło jak na drożdżach. Wszelakiego dobra owocowo- warzywnego w brud, więc buszowaliśmy z kuzynem po ogrodzie objadając się tym, na co w danym momencie mieliśmy ochotę.
Któregoś dnia ciocia wybrała się na większe zakupy do pobliskiego miasteczka i zostawiła nas samych pod opieką wujka. A wujek miał sporo swojej pracy i zamiast siedzieć w domu z nami poszedł do biura - mieszczącego się po drugiej stronie długiego korytarza i obiecał, że będzie do nas zaglądał, ale mamy być grzeczni, bo inaczej......

Więc bawiliśmy się grzecznie przez krótki czas, tyle tylko, że mój "dobry diabełek" nie mógł zbyt długo spokojnie usiedzieć. Wpadłam na pomysł zrobienia wujostwu niespodzianki i ugotowania zupy z tego wszystkiego co rośnie w ogrodzie. Mój kuzynek był pomysłem zachwycony, bo też chciał mamie pokazać, że umie już gotować, no a ze mną, to na pewno zupa wyjdzie wyśmienita. Wzięliśmy duży kosz, w którym ciocia nosiła z ogrodu warzywa i poszliśmy zbierać wszystko to, co według nas na zupę się nadawało. No i znalazły się w koszu porzeczki, truskawki,rabarbar, groszek, fasolka,szczaw,cebula,marchewka, pietruszka, pomidory i ogórki - właściwie wszystko co tylko było na krzaczkach i w ziemi. Kiedy to przytargaliśmy do domu, to powstał problem jak rozpalić w piecu, bo piec był duży, na węgiel i z bodajże czterema otworami, na których leżały metalowe krążki tzw. fajerki. Mój kuzyn jednak stwierdził, że on umie rozpalać, bo często pomagał mamie i podawał drewniane szczapy do rozpałki - trochę się namęczył ale wreszcie rozpalił. Ustawiliśmy gar z wodą i mlekiem (bo przecież cioci zupy jarzynowe były białe) - większe warzywa pokroiliśmy a rabarbar połamaliśmy na kilka części a resztę i drobne owoce powrzucaliśmy w całości. Zupa się gotowała.
Siedzieliśmy w kuchni i zastanawialiśmy się co ciocia jeszcze dodawała do zupy i wyszło nam, że należy dosypać trochę soli, trochę pieprzu, no i na pewno ciocia jeszcze dodawała cukier - a w którymś momencie kuzyn doznał olśnienia, że mąkę też sypała - no i ciach wszystko do garnka. Gotowała się ta zupa przez jakiś czas, aż stwierdziliśmy, że już chyba jest dobra i należy teraz dodać masło i śmietanę, bo kuzyn się uparł, że tak właśnie ciocia robi i śmietanę dodaje na końcu.
A wujek przez cały czas do nas nie zaglą
dał, był albo bardzo zajęty albo uważał, że spokojnie się bawimy.
W końcu przyszedł do kuchni zdziwiony, że my tam jesteśmy a nie na podwórku czy w pokoju i od razu wyczuł, że piec gorący i coś się na nim gotuje. Myślał nawet, że już ciocia wróciła - a my strasznie z siebie dumni mówimy, że ugotowaliśmy obiad - pyszną zupę i zaraz wujkowi podamy.
Wujaszek popatrzył na nas, na pie
c i na cała w miarę czystą kuchnię i zawołał:"to dawać mi tą zupę, bo głodnym jak pies..."i poruszył swoim sumiastym wąsem na znak radości, puścił szelmowskie oczko do nas, rozsiadł się za stołem i założył pod szyję serwetkę, udając dostojnego gościa.

Nalałam zupę na talerz, podałam wujkowi i z miną rozanieloną czekałam na ocenę naszego dzieła. Jak tylko wujek włożył pierwszą łyżkę do buzi, to mu oczy niemalże na wierzch wyszły, zrobił taką okropną minę i zerwał się od stołu, że my z kuzynem skuliliśmy się ze strachu i umknęliśmy pod okno, byle dalej od wujka. Po dobrej chwili wujaszek doszedł do siebie (zupę oczywiście wypluł) i dopiero zaczął nas wypytywać co do tej zupy dodaliśmy. Okazało się, że nawet pies podwórkowy, pożeracz resztek, nie chciał tej zupy jeść. Kiedy ciocia wróciła, to nasz wujaszek opowiedział jej o naszym gotowaniu ale tak humorystycznie i broniąc nas, że ciocia już się nie denerwowała na nas, tylko zabroniła rozpalanie ognia pod płytą kuchenną. No i wujkowi się oberwało, że nas nie dopilnował, że taki czort jak ja, to mógł z dymem dom puścić, ale tym razem mi się upiekło i lania nie dostałam.


54 komentarze:

  1. Graszo no to zupa była iście królewska, prawie wszystko w niej było :)) Po prostu wujek nie znał się na dobrym jedzeniu i pies też. A Ty z kuzynem chociaż spróbowaliście tę zupę i ją oceniliście. Kucharz zawsze powinien spróbować dania swego.
    Tak czy siak, bardzo fajna przygoda w gar-kuchni i teraz zapewne już wiesz jak ugotować smaczną zupkę...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażuś...dla nas była super:))) Trochę gęsta, smak dziwny...już tak dokładnie nie pamiętam, ale byliśmy zachwyceni. W dorosłym życiu nauczyłam się oczywiście łączyć składniki i gotuję...ponoć świetnie!!!! Pozdrawiam Cię serdecznie i buziola ślę!!!

      Usuń
  2. Początki zawsze są trudne...Najważniejsze, że wujek przeżył ☺ ☺ ☺

    Serdeczności ślę ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bejotko..jak ze wszystkim...najważniejszy jest pierwszy krok, a czy udany? Teraz już nie mieszam wszystkiego ze wszystkim....nawet gotowanie mi wychodzi...dobrze:))) Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam buziaczka!!!!

      Usuń
  3. grazynko co za wspomnienia .i usmiac sie mozna i popalakacale najwazniejsze ze usmiech na naszej twarzy wywoluja. chetnie bym wrocila do tych czasow na wsi .marzy mi sie domek na wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halinko witaj kochanie...od dawna już nie "popełniam" takich zup:))) Dzieciństwo jednak miałam wspaniałe i pełne różnych doświadczeń...życiowych:))) Wracam do tych chwil, aby zapisać to, co jeszcze pamiętam. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i ślę buziaka!!!!

      Usuń
  4. He he... faktycznie Ci się upiekło, teraz wiesz co do zupy włożyć i jak ją przyprawić. Ja w ogóle nie bawiłam się w kucharkę... bo mogłabym kogoś otruć:-)). Graszeńko;-) czytałam gdzieś ten post, ale ciiii.... Buziaczki serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mayeczko, aleś Ty spostrzegawcza i pamięć masz doskonałą...tak trzymaj!!!! To mój stary wpis z 2009r:))) Nie mam teraz weny do pisania, więc przypominam sobie te wcześniejsze:)))Przesyłam wiele serdeczności i buziaki!!! Maya nie dostałam od Ciebie żadnego maila:(((((( buuuu!

      Usuń
    2. Nie dobrze, że nie dostałaś:-(, ale to nic. Jeszcze napiszę:-). Pamięć mam wzrokową, Graszeńko i to aż za dobrą, he he...jak na moje latka. Nic nie zostanie ominięte. Największą mam do twarzy:-). Buziaczki gorące ślę:-)**

      Usuń
    3. Mayeczko dzięki za pokazanie swojej buźki w obserwatorach...Twój uśmiech mnie rozbraja!!!! Powiem Ci, że ja też mam dobrą pamięć....ale krótką i też wzrokową....niektóre obrazy odczytuję jak deja vu:)))Mayeczko może źle adres wpisałaś? Nie ważne i tak mamy kontakt!!!! Przesyłam buziole!!!!

      Usuń
    4. Aaa... he he...śmieszka wyszła z meszka. Czasem tak mam, Graszeńko. Czy okej z pocztą? Jeśli nie to wyrzuć google plus. On wszystko miesza. Buziaczki:-)

      Usuń
    5. Mayeczko już wczoraj wpisałam Ci, że drugiego maila dostałam ....a pierwszy chyba krąży w kosmosie:))) A gdzie Twoja uśmiechnięta buźka? Pokaż mi się koniecznie....jeszcze przed moim wyjazdem...jadę jutro. Buziaki!!!!

      Usuń
    6. Solenizantko moja najmilsza... wszystkiego dobrego w uśmiechach i płaczu (byle tego drugiego nie za dużo)w radości i krzykach... Wszystkiego najlepszego! Buziolki i pozdrawiam:-)

      Usuń
    7. Mayeczko kochana jesteś...wybacz, że dopiero teraz Ci odpisuję, ale wiesz żem w podróży....prawie cały czas:) Dziękuję Ci skarbie za pamięć i przepiękne życzenia!!! Odezwę się bezpośrednio!!!! Buziaki!!!!

      Usuń
  5. Tyś nie Duszka jeno ROGATA DUSZA.Dobre chęci wujaszek obronił i dzięki niemu ściera nie spoczęła na waszych szanownych.

    ja jako dziewczynka jeździłam na wieś do Babci . woda w studni jeszcze była a w kuchni dwa wiadra :1-sterylne do picia i mniej sterylne do mycia.A że mnie było wszystko jedno w pospiechu ręce myłam w sterylnej wodzie ....ileż ja szmat dostałam od babuni , oj to tylko ja wiem o ile nie byłam zaganiana. Ale,ale z babcinego ogródka wykradałam ogórki,do kieszeni cukier sypałam i maczając ogórasa zajadałam się ...........oj miałam ci ja wspaniałe dzieciństwo , miałam

    macham nie wiem jak Duszko, raz słonecznie raz deszczowo - ale ze serca mego jedynego - Dośka zołza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Dosiu kochanie...moja bratnia duszyczko...coś mamy wspólnego...chyba poczucie humoru!!!!Twoje wspomnienia z dzieciństwa, są nieco podobne do moich...zdobywanie nowych doświadczeń życiowych...wspieranych "ścierką" babciną lub ciociną:)))Sama przyznaj, że tamte lata były wspaniałe, czas naszego dzieciństwa szalony...luz i wolność na świeżym powietrzu, a nie przy komputerze w domu. Przesyłam Ci moc uścisków, promyczki słoneczka i wiele serdeczności!!!!

      Usuń
  6. Grażynko, nie wpadłabym na to, aby mieszać warzywa z owocami w zupie, ale...moja pierwsza wpadka, to makaron na gęsto, za długo gotowany, nie przelany wodą :( wieki temu całe...
    Pozdrawiam na miły letni czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożenko, myślę kochana, że Ty byłaś i jesteś bardziej poukładana...w dzieciństwie wiedziałaś o kuchni na pewno więcej niż ja:)))Poza tym, mówisz o rozgotowanym makaronie...wiele lat temu, a co byś powiedziała o spaleniu makaronu na brąz...dzisiaj? A ja właśnie, pisząc na kompku, spaliłam mój dzisiejszy obiad:)))Kiedy coś robię, to potrafię się w tym "robieniu" zatracić:))) Przesyłam Ci moc uścisków i sympatii!!!!

      Usuń
  7. Piękne wspomnienia!!!.Teraz można się śmiać do łeż.
    Ja gotowałam zupę fasolową, wyszła tak gęsta, że łyżka stała w niej na baczność. Ugotowałam też rosół i chciałam zrobić lane kluseczki wyszły placki. Każdy dostał taki placek musiał sobie pokroić a ja zalewałam rosołem.Dobrze, że masz taki blog można powspominać i się śmiać. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresko świetny pomysł z tymi plackami do rosołu!!! Najważniejsze, żeby niczego nie wyrzucać....jeżeli jest jadalne:) Kiedyś specjalnie gotowałam na bardzo gęsto kaszkę manną, a potem kroiłam ją do zupy pomidorowej...jak nie miałam ani ryżu ani makaronu w domu, a do sklepu nie chciało mi się iść:))) Przesyłam Ci moc serdeczności i uścisków!!!!

      Usuń
  8. Jakby dokładnie przestudiować składniki to pewnie nikt by sie nie otruł :):):):)coś ala chłodnik ze szczawiową hahahahahaha ale masz co wspominać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogusiu, na pewno tak było, bo my z kuzynem jedliśmy tę zupę...ale smaku już nie pomnę:)))Myślę, że wujaszek nie zdzierżył smakowo tego wszystkiego na raz:)))Przesyłam Ci moc serdeczności i uścisków!!!!

      Usuń
  9. Czytam, czytam i sama do siebie się uśmiecham bo sama podobną zupę ugotowałam, moja miała za dużo mąki i nawet garnka uratować się nie dało:))))Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu...takie to były nasze początki kucharzenia:))) Myślę, że każda z nas ma jakieś wspomnienia....z nieudanego gotowania:)))Nic to, najważniejsze, że teraz sobie doskonale radzimy....od czegoś należało zacząć:))) Przesyłam Ci wiele wyrazów sympatii i przyjacielskiego buziaka!!!!

      Usuń
  10. Graszko, zawsze tak się dzieje, gdy facetowi zleci się pilnowanie dzieci, a on nie jest do tego przyzwyczajony.
    No cóż, ja kiedyś zamiast koperku zerwałam w ogródku coś, co wyglądało tylko jak koperek- do dziś nie wiem co to było, ale było gorzkie niczym piołun.Dobrze, że pani domu nim posypała moim "koperkiem" kartofle, zastanowiła się, dlaczego on nie pachnie koperkiem.Jako dziecko usiłowałam robić "chłodnik" rozpuszczając w mleku cukierki krówki i kukułki.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, żebyś wiedziała...przy wujaszku można było wiele głupstw narobić, ale też należało się spodziewać....męskiej ręki na siedzeniu:))))Nie wiem jak się to ziele nazywa, ale pamiętam takie właśnie podobne do koperku...też rosło w ogródku. Tyle tylko, że ciocia sama zrywała i przynosiła potrzebną do obiadu włoszczyznę, ale może właśnie takie ziele wrzuciliśmy do zupy zmieniając jej smak:))) Kochana ubawiłaś mnie tym chłodnikiem z cukierków...świetny!!!! Przesyłam Ci Aniu wiele serdeczności i wyrazy sympatii oraz buziaka!!!!!

      Usuń
  11. Wyślę Tobie coś miłego ,
    promyk słonka na błękicie
    By Ci uprzyjemniał życie
    Krople rosy na trawniku
    szczęścia dadzą Ci bez liku
    śpiew słowika nad Twą głową
    Uśmiech, całus, dobre słowo
    I życzenia z serca mego
    Dnia miłego i pięknego
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko dziękuję za odwiedziny i fantastyczny wierszyk z miłymi życzeniami. Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  12. Witaj Grazynko dzieki wielkie za kartke z zyczeniami.
    A jak zwykle Twoj wpis poprawil mi humor ,poplakalam sie ze smiechu.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, to wszystko dla poprawy innym humoru a mnie dla przypomnienia dzieciństwa:) Kochana jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!!!Buziaki i trzymaj się dzielnie!!!!

      Usuń
  13. Witaj Grażynko!No wreszcie mogę dodać komentarz. Jak się cieszę. Grażynko dobrze, że nikomu nic się nie stało od tej "pysznej zupki". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereniu witam Cię z otwartymi ramionami...czy sama sobie poradziłaś, czy Ci Ewunia pomogła? Tak czy siak cieszę się, że już wszystko w porządku. Ano, pierwsze kroki przy garach...zawsze są trudne:)))Pozdrawiam Cię cieplutko i buziaki ślę!!!

      Usuń
    2. Grażynko,pierwsze kroki przy garach są trudne, a moje akurat skończyły się totalnym zalaniem płyty kuchennej i kuchni.Dobrze,że nie poparzeniem.Serdeczności.

      Usuń
    3. Dobrochno, już teraz wiem, że małe dzieci nie powinny bawić się w rozpalanie pieca...na węgiel. Nam się jakoś udało:))) Mam nadzieję, że polewając piec wodą...sobie nic złego nie zrobiłaś? Pozdrawiam Cię serdecznie!!!!

      Usuń
  14. Grażynko ,cieszę się ,że w końcu wróciłas do nas ,bo bez ciebie tak jakos smutno było....A po dzisiejszym poście każdy wie dlaczego rozbawiłas mój smutny dzień.
    I dziękuję Ci za to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu a ja się cieszę, że Cię odnalazłam po mojej długiej nieobecności a Twojej "przeprowadzce"...Ten nasz światek blogowy jest jednak cudownie prosty w odnajdywaniu:)))) Przesyłam buziaki!!!!

      Usuń
  15. Witaj Grażynko! Ja wszystko wiedziałam, tylko nic nie działało. Najeżdżałam myszką, a tu nic. Coś chyba się gdzieś zablokowało.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereniu, tak też myślałam, bo przecież byłaś już tutaj bez problemów. Ponieważ te wszystkie portale często zmieniają zasady i robią jakieś obostrzenia, to myślałam, że trafiło na Ciebie:))) Dobrze, że już wszystko o.k. Pozdrawiam Cię serdecznie i buziaki ślę!!!!

      Usuń
  16. Witaj Grażynko.No cóż intencje miałaś dobre i to się liczy pracusiu jeden:))A że nie wyszło,tak czasem bywa:))Ja też gotowałam z braćmi,pożal się boże co to były za zupy:))Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś dzięki za wsparcie...chciałam się do czegoś przydać i wzbudzić podziw u Cioteczki:))) Pozdrawiam Cię serdecznie i buziaka ślę!!!!

      Usuń
  17. Ech te szalone dziecięce pomysły:) To były piękne czasy Graszko... Żal że nie powrócą:) Odnoszę wrażenie, że dzisiaj dzieci nie mają takiej fantazji:)
    Pozdrawiam i ściskam mocno:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krysiu...już wróciłaś z wojaży? A ja za to, za dwa dni wyjeżdżam:)))Znowu się mijamy:) "Za moich czasów"...nie było telewizji ani komputera i wyobraźnia inaczej pracowała, zajęcia też miałam inne. Zabawy wymyślaliśmy sobie sami...podsłuchując opowieści dorosłych...pod drzwiami:)))Przesyłam Ci wiele serdeczności i buziaczki!!!!

      Usuń
  18. Grasza zmieniła blog. Szukałem, znalazłem u Dośki. Tamten był bardziej baśniowy ( wystroju), ten bliższy realiom życia. Będę zaglądał i czerpał . Pozdrawiam Grażynko, Tomasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomku witam Cię bardzo serdecznie. Powiem Ci szczerze, że kiedy się przenosiłam wszystkich powiadomiłam o nowym adresie, Ciebie też. Jesteś cały czas w moich ulubionych. Kiedy nie wpadałeś do mnie, pomyślałam, że się "wypisujesz" z grupy...Jak widać niesłusznie, za co Cię bardzo przepraszam. Do Hani i Krysi wpadałam niezbyt często, bo sama na kilka miesięcy wypadłam z obiegu. Teraz znowu w okresie wakacyjnym często wyjeżdżam i siłą rzeczy ograniczam odwiedziny. Wpadnę do Ciebie z rewizytą...po powrocie z Poznania...wybacz! Przesyłam Ci wiele serdeczności, sympatii i przyjacielskiego buziaka!!!!

      Usuń
  19. Grażynko, z przyjemnością przeczytałam Twoją historię z dzieciństwa. Jest wspaniała!
    Jednym słowem przebojowa z Ciebie dziewczyna!
    Pozdrawiam gorąco:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu wybacz, że dopiero teraz odpisuję....ale mnie nie było. Dzięki Ci skarbie za pamięć i odwiedziny. Dzieckiem faktycznie byłam niesfornym...jak mawiała moja mama:))) Buziaki!!!!

      Usuń
  20. Witaj! Miałam problem wpisania się na Twoim blogu:)))Historyjka wspaniała!!! Wasze chęci też się liczyły:)))Moja córka jak miała z sześć lat, kiedyś siedząc w ogrodzie nagle zapytała się czy mam ochotę na kawę? Zrobiła mi a ja nie mogłam jej dopić, nic mi nie smakowała. Pytam ją coś tam nasypała, jak robiłaś tę kawę? A ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że była ciekawa czy ją wypiję:))) Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halinko, myślę o tych wpisach...już nieraz miałam kłopoty z odpisaniem na własnym blogu:))) Chyba coś się dzieje w bloggerze, ciągle coś ulepszają:))) Miałaś bardzo pomysłową córcię...chyba Ci soli nasypała:)))Dzieci są bardzo przebojowe:) Przesyłam serdeczności i buziaki!!!

      Usuń
  21. Dziś jak jej to przypominam to też tylko się śmieje:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przypominaj jej...przypominaj, może kiedyś dla swoich dzieci spisze wspomnienia:)))Pozdrów ją ode mnie...jest super!!!! Tobie Halinko przesyłam ściski i buziaka!!!!

      Usuń
  22. Grażuś, kochana, miałam podobne zmagania z zupą, gdy byłam małolatą. Ja gotowałam krupnik, tylko nie wiedziałam, że kasza rośnie w czasie gotowania i sypałam, sypałam i wciaz mi było za rzadko, a potem kasz "wyszła" z garnka, to przełożyłam do wielgachnego gara i dolałam wody do oporu. Mama po powrocie coś z tego zrobiła, ale było przymusowe jedzenie krupniku prze kilka dni. Pozdrawiam przedburzowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażuś a nie mówiłam, że mamy coś wspólnego ...w charakterze:))) Ciągle kombinujemy, aby innym dogodzić...a potem mamy tylko kłopot:))) Podobną historię miałam kiedy pierwszy raz gotowałam makaron:)))Cieszę się, że już wróciłaś...pełna werwy i humoru. A ja będę znowu znikała...od czasu do czasu:))) Przesyłam Ci wiele serdeczności i buziaki!!!!

      Usuń
  23. Taki wielki gar zawsze przypomina mi robienie konfitur i przetworów na zimę. Żyję od dziecka na wsi i nie wiem, czy mógłbym kiedyś to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nowego gościa w moich skromnych progach. Masz rację, takie gary służyły do smażenia konfitur...tylko, że ja nie mam starego zdjęcia z kuchni mojej cioteczki. Dziękuję za miły wpis i za to, że kochasz wieś, bo dla mnie to najwspanialsze miejsce na ziemi! Pozdrawiam serdecznie!!!!

      Usuń