czwartek, 13 stycznia 2011

POMYSŁOWY DOBROMIR....TO NIE TYLKO "DOBRANOCKA".





Ostatnio dużo się mówiło na temat PKP - złej organizacji, dezinformacji, opóźnieniach, tłoku w pociągach i brudzie, smrodzie...a można by jeszcze kilka spraw wymienić. Niewiele się zmieniło w tym zakresie od lat 60-ych, a jednak wtedy podróżowało się przynajmniej weselej. Wydaje mi się, że ludzie byli bardziej sobie życzliwi, otwarci na drugiego człowieka, kontaktowi i pomocni. Pamiętam chwile, kiedy przed nadejściem pociągu zawiązywały się małe grupki wsparcia, panowie planowali wejście przez okna a panie miały tylko podawać bagaże i spokojnie przepychać się do zarezerwowanego przedziału. Tyle tylko, że tłok był w okresach przedświątecznych, wakacyjnych i w czasie ferii. W innym okresie podróżowanie pociągiem było w miarę wygodne - jak na tamte warunki:)
W nawiązaniu do podróżowania przypomniał mi się powr
ót pociągiem z odwiedzin u mamy. Dzień i godzinę powrotu uzgodniłam ze swoim już wówczas narzeczonym, który miał mnie odebrać z dworca. Kiedy wysiadłam z pociągu, obładowana walizką i różnymi paczkami....zaczęłam się rozglądać za moim "karzełkiem", ale nie widzę go nigdzie. Tłum się przemieszcza do wyjścia, a jego, który powinien nad tłumem górować, ni chusteczki nie widać. Mocno zdenerwowana, zaczynam się wolnym krokiem kierować za ludźmi do wyjścia i nagle wyrasta przede mną koleżanka ze swoim mężem. Miny mają jakieś dziwnie poważne i jakby smutne, więc pytam co się stało, a serce wali mi jak młot kowalski. Koleżanka spokojnie oznajmia, żebym się nie denerwowała, nic się złego nie stało...tylko "karzełek" się spóźni - dlatego ich przysłał - a jakby nie zdążył, to będzie czekał u cioci. Stoimy więc i czekamy, na peronie zrobiło się pusto, w końcu mąż koleżanki mówi: "Idziemy, nie będziemy tu sterczeć, bo chyba już nie przyjedzie".
Ruszamy wolno do wyjścia - koleżanka idzie pierwsza, a ja z jej mężem taszczącym bagaże, za nią. W pewnym momencie widzimy tuż za
betonowym słupem, sporych rozmiarów karton, a na nim jakby wychodzące ze środka kwiaty. Moja przyjaciółka, uśmiechnięta od ucha do ucha, woła: "Zobacz, ktoś zostawił taki śliczny bukiecik i to twoich ulubionych frezji!" Podchodzę z błyskiem w oku...a frezje się oddalają, karton umyka mi jakby spod ręki. Stanęłam jak wryta i wpatruję się w te kwiaty, co jest grane? Znowu robię krok...a karton myk do tyłu i w tym momencie słyszę za plecami gromki śmiech moich przyjaciół....a z kartonu wyskakuje mój "karzełek"!!! Myślałam, że zemdleję, tak się przestraszyłam. Jak się okazało, scenariusz tego powitania był pomysłem mojego "Dobromira" - oczywiście przy współudziale przyjaciół. Za ten i za wiele innych pomysłów, kochać go będę całe swoje życie!

14 komentarzy:

  1. I wcale się nie dziwię! Dam poczytać mojemu, niech się uczy!

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak ma być kochana Graszko.

    Co do kolei, nic się nie zmieniło od lat sześćdziesiątych oprócz właścicieli. Spółek, spółeczek narobiło sie co nie miara. Jedna od trakcji, druga od nasypów, trzecia od dworców, i sama nie wiem od czego jeszcze....
    Biedna kolej jest jak szmata, którą rozdzierają bawiące się pieski...
    Co z tego wyjdzie, a nic....wykupi obcy kapitał... CBDU

    Pozdrawiam Graszko kochana moja słodka !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja miałam podobny przypadek. za długo pisać podaje link ..
    http://www.youtube.com/watch?v=JjhMdQObMY0 no serio i okazało się, że płeć zmienił ,tak pół żartem :D :D
    taki wariat był :D
    a twój "karzełek" ( nie masz milszego określenia ) to dowcipniś ...zakochany po uszy :)pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja Droga :) Ja co prawda nie mialam tak romantycznej przygody, zwiazanej z PKP ,ale dobrze pamietam podroz pociagiem przez cala Polske na wakacje do Zakopanego ....Bylo to prawie 22 lata temu...Maz byl za oceanem ,a ja postanowilam zrobic sobie i dzieciom wakacje w Tatrach ... No " zaszalalam " i wykupilam wczasy Orbisowskie w Zakopanym ,kupilam w PKP bilety z " kuszetkami " poniewaz jechalam z kilkuletnimi dziecmi ...Na dworzec odstawila nas moja mama..Pociag pospieszny stal kilka min. na peronie i jakiez bylo moje zdziwienie jak konduktor stwierdzil patrzac na bilety ,ze sprzedali mi bilety na wagon ,ktorego nie ma ! Zawiadowca podnosi lizak ,znak odjazdu ,a moja mama wepchnela dzieci i walizki do korytarza ,no ja prawie wskoczylam i pociag ruszyl... Zapytalam sie bezradnie co ja mam teraz zrobic ? na co kolejarz wzruszyl ramionami i poszedl sobie :( kiedy znow sie zjawil poprosilam go zeby cos poszukal ,ze ja sie odwdziecze ....i jakiez bylo moje zdziwienie kiedy w kilka sekund znalazl nam pusty przedzial z kuszetka ( wiadomo - " Polak potrafi ";) Kiedy wysiadalam z dziecmi w Zakopanym zapytalam sie go ile sie nalezy ? na co on odpowiedzial " jak pani uwaza " wiec beszczelnie powiedzialam -dziekuje -i...poszlam ...Wiem ,ze liczyl na jakies pieniadze ,ale poniewaz PKP ze mnie zakpilo to uwazam ,ze jestem rozgrzeszona z takiego zachowania ,tym bardziej ,ze pan konduktor na poczatku byl bardzo niegrzeczny ...To byly czasy PRL-u ...ot takie wspominki:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ps: Ten komentarz powyzej napisalam ja- Magdalena ,jakos inaczej nie moglam go zamiescic ...acha ! przypomnialam sobie ,ze i ja jako nastolatka wsiadalam hi,hi,hi oknem do pociagu ,a wlasciwie wsadzili mnie koledzy jak jechalismy na przysiege do kolegi ;))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Grażynko kochana pozwoliłam sobie wrobić Cię w kolejną blogową zabawę. Zapraszam do mnie po szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z Sylwestra u sąsiadów się uśmiałam, ale z "Dobromira" jeszcze bardziej :) Grażynko, dobrze, że jesteś i piszesz swoje Wspomnienia - można sięgnąć w każdej chwili, przeczytać i papucha się śmieje! :) Przesyłam buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspomnień kolejowych też mam dużo. Jednak Twój Karzełek jest tu tematem nr 1. Fajny pomysł i romantyczna historia. Aż się łza w oku kręci.

    OdpowiedzUsuń
  9. Agusiu, kochanie pamiętaj, że to już Twój mąż a nie narzeczony:))) Mój po ślubie pomysły miał i owszem, ale już innego typu...mniej zalotne:))) Aga wpadnę dzisiaj do Ciebie w sprawie zabawy, przepraszam za duże opóźnienie w odwiedzinach....życie, to same niespodzianki jak napisałam powyżej w poście. Buziole przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Monisiu masz rację, że na kolei nic się nie zmienia i dużo czasu upłynie zanim nastąpią jakieś zmiany. Wszystko zależy od ludzi, a mamy taką mentalność w reformowaniu czegokolwiek, że szkoda słów. Już wróciłam i będę teraz biegać po salonikach. Pozdrawiam serdecznie i trzymaj się zdrowo,pa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Di, kochanie pseudo "karzełek", to tak z przekory, bo chłopisko wielkie było i już! Nie mogę otworzyć na Youtubie tego linka, co mi podałaś - jest napisane:"Żądany film jest niedostępny"...wrzuć mi linka na poczcie z mojego profilu! Dzięki za pamięć i buziole przesyłam,pa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Magdalenko - przypomniałaś mi moje podróże z synem do Lądka Zdroju - też miałam podobną przygodę...tylko z mojej winy wyjechaliśmy dzień wcześniej i miejsca były zajęte:))) Dziękuję Ci za odwiedziny i tak szczere wypowiedzi, to bardzo cenne!!! Kochanie nie było mnie trochę w tym wirtualnym świecie, ale wyjaśniam wszystko w powyższym poście. Pozdrawiam serdecznie i buziaczki przesyłam,pa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Madziu cieszę się, że mogę wywołać uśmiech na Twej buźce:))) Kochanie, to były dobre czasy, mimo wielu niedogodności ludzie cieszyli się z tego co mają i byli bardzo życzliwi. Teraz obserwuję pęd za dobrami materialnymi i brak takiego ludzkiego odruchu przyjaźni, swobodnych kontaktów i radości z życia w ogóle. Te ciągłe narzekania i niezadowolenie, to okropne, nie dla mnie! Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam buziaczki a dla Hrabiego specjalny babciny całusek!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiu, jeszcze mam jedno wspomnienie ale już z czasów moich wojaży z synem do Lądka Zdroju, też było i strasznie i śmiesznie! Dzięki kochanie za miłe słowa, buziaczki przesyłam,pa.

    OdpowiedzUsuń