niedziela, 26 września 2010

NA ŚCIANIE MALOWANE...CZYLI "ŻYŁKA" ARTYSTYCZNA POD KONTROLĄ!




Czytałam niedawno na jednym z blogów, o tym jak niektórzy rodzice, nie chcą lub nie potrafią docenić uzdolnień swojego dziecka. Praca zawodowa, obowiązki domowe i chęć wypoczynku zbyt pochłaniają czas rodziców, aby zwrócili uwagę na krystalizujące się delikatnie talenty ich pociech. Zamiast pochwalić, zachęcić do dalszej pracy i pomóc w rozwijaniu tych uzdolnień - po prostu przechodzą nad tym obojętnie, a niekiedy nawet krytykują. Na szczęście takich rodziców jest chyba niewielu.

Mnie natomiast przypomniała się historia sprzed wielu lat, kiedy wprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Mój pięcioletni synek był zafascynowa
ny, dużym, jasnym, czyściutkim i pachnącym świeżą farbą domem. Ponieważ przed przeprowadzką gnieździliśmy się wszyscy w jednopokojowym mieszkanku - tutaj nagle luz, przestrzeń i dudniący pogłos pustych pokoi - powodowało strach u dziecka. Chodził więc za nami krok w krok i nie mógł się przyzwyczaić do tego, że ma swój pokój, w którym może się bawić. Zanim umeblowaliśmy całe mieszkanie, to oczywiście trochę potrwało - wędrówki syna po pokojach zawsze odhaczane były jakimiś znakami na ścianach. Strasznie nas to irytowało, bo nie pomagały żadne prośby ani groźby - malunki co rusz, w jakimś miejscu na ścianie były widoczne. Kiedy pokój małego został umeblowany, położony dywan i zrobiło się w nim przytulnie - wpadłam na pomysł aby syn w swoim pokoju sam malował obrazki na ścianie. Mąż był oburzony, uważał ten pomysł za niepedagogiczny, rozzuchwalający i nieodpowiedzialny - jeżeli może w jednym pokoju, to dlaczego nie mógłby w innych, a on ma dosyć zamalowywania rysunków syna. W efekcie długiej i "spontanicznej" rozmowy ustaliliśmy, że pozwalamy na rozwijanie talentów "a może będzie kiedyś z niego Michał Anioł albo C. Monet lub P. Cezanne" przez miesiąc, jeżeli nie będzie rysował w innych pokojach.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę - syn nie zrobił już ani jednej kreski na ścianie w innych pokojach - a jego pokój, to "arcydzieło" w wydaniu kilkulatka. Malowanie i tworzenie dziwnych rysunków przetrwało kilka lat - do upiększania pokoju włączyło się kilku jego kolegów. Nie mogli się nadziwić, że rodzice Maćka pozwalają mu rysować na ścianie. Z czasem, kiedy już nie było miejsca na ścianach, to przenieśli swoje "dzieła" na sufit - w pokoju było kolorowo, wesoło i ciekawie. Niestety, po latach okazało się, że jego talenty plastyczne, zamknęły się w tych nieporadnych dziecięcych rysunkach. No, cóż próbowaliśmy rozwijać jego uzdolnienia:)
BABCIA TEZ MOŻE MIEĆ ADHD..:)

środa, 22 września 2010

JAK ZABAWA, TO ZABAWA !


Zostałam zaproszona przez Amelię z bloga "Remont 100-letniej chaty"
http://amelia10-amelia10.blogspot.com/ do zabawy "10 ulubionych".

Dziękuję Ci Amelio - trochę czasu mi zajęło zastanowienie się nad tym, co tak naprawdę lubię. Jestem chyba już ostatnią:) uczestniczką w tym łańcuszku. Widziałam na zaprzyjaźnionych blogach wpisy, i to z okresu kiedy ja wojażowałam po kraju. Ale, co tam - jak zabawa, to zabawa !

1. Lubię ludzi - spotkania z nimi, słuchanie tego co mówią, wprowadzanie do rozmów własnych pomysłów z pewną dozą humoru.

2. Lubię prowadzić samochód - daje to poczucie swobody, niezależności i możliwość szybkiego przemieszczania się.

3. Lubię zwierzęta - małe, puszyste przytulanki, dużych się boję!

4. Lubię czytać książki - przenoszą mnie w inny świat, ciekawe kraje, ciepły lub mroźny klimat, niespotykane sytuacje i pozwalają zastanowić się nad różnymi, życiowymi sprawami, charakterami ludzkimi oraz moralnymi dylematami.

5. Lubię wędrówki po sklepach - mogę oglądać, dotykać, przymierzać, wąchać...i bez uszczuplania kieszeni, po prostu wyjść.

6. Lubię robić niespodzianki - potem z uśmiechem patrzeć na zaskoczenie, błysk i radość w oku obdarowanego!

7. Lubię pomagać - w sposób dyskretny i subtelny, aby nikt nie odczuł zakłopotanie lub upokorzenia.

8. Lubię płatać figle - takie jednak, które nikomu nie zrobią krzywdy ani przykrości.

9. Lubię moje miasto - bo tętni życiem, jest mieszanką starego i nowoczesnego świata, obfituje w zieleńce, parki, skwerki i akweny. Skupia w sobie siedziby wszystkich muz, no i ja tu mieszkam.

10. Lubię "nic nie musieć" - a to mogę od niedawna, więc robię to, na co tylko mam ochotę!
Amelio, wybacz mi, że nie przekazuję pałeczki dalej - zakończę tę zabawę optymistycznym akcentem: "ostatni, będą pierwszymi...."







niedziela, 12 września 2010

WSPOMNIENIE LATA...OSTATNI SPACER PO MOIM MIEŚCIE.

SPACER PO WARSZAWIE...Wybrałam tylko niektóre zdjęcia z naszego ostatniego spaceru...a potem już tylko pożegnanie przed wyjazdem mojej "Perełki".

WSPOMNIENIE LATA.... DALSZY CIĄG WAKACYJNYCH PRZYGÓD.


Pierwsza część wspomnień, to zapis miejsc naszych wojaży przy okazji pobytu w gościnnych, rodzinnych domach. W tej części oprócz spacerów po Warszawie, a było ich sporo - chcę uwiecznić nasz pobyt w Krakowie. Wyjazd do Krakowa planowałam od dawna, ale termin wyjazdu ciągle się przesuwał z przyczyn obiektywnych. Przyjaciółka mojej wnuczki zaprosiła ją do mieszkającej w Krakowie babci (oczywiście za zgodą tejże) na kilka dni. A ja "robiłam" za przyzwoitkę i opiekunkę - mieszkając w hotelu. Spotykałyśmy się codziennie pod "Adasiem" i zwiedzałyśmy z Przewodnikiem w ręku wszystkie interesujące nas miejsca.

Jednak nie to jest najważniejsze - d
la mnie ogromnym przeżyciem była niespodzianka, którą mi sprawiły "psiapsiółki" poznane w necie. Zastanawiam się, czy jest we mnie jakiś magnetyzm przyciągający ludzi, czy to tylko "spontan" moich koleżanek ? Kiedy dziewczyny dowiedziały się, że będę w Krakowie zorganizowały zlot - zjechały się z różnych miast. Jedna z koleżanek, to przyjechała aż z Wrocławia, inne z okolic Katowic i Krakowa. Były tylko jeden dzień - coś niesamowitego, ile w nich werwy i serdeczności ! Kochane moje - bardzo Wam dziękuję za mile i wesoło spędzony czas. Teraz oczekuję rewizyty w Warszawie !
CIEKAWOSTKI Z KRAKOWA !

sobota, 11 września 2010

WSPOMNIENIE LATA - KONIEC WAKACYJNYCH PRZYGÓD.

Moja "Perełka" już dzisiaj wyjechała, beczę: buuuuu!!!i wcale mi nie do śmiechu, bo nie wiem, kiedy znowu przyjedzie. Trzy miesiące, które spędziłyśmy razem, przeleciały jak z "bicza strzelił" - tyle zajęć, podróży, rozmów, śmiechu i drobnych utarczek, wiadomo różnica pokoleń i charakterów :):):), że czas dla nas nie istniał. Nie chcę dzisiaj siedzieć i rozmyślać, przewidywać przyszłości tej dalekiej czy bliskiej, bo po prostu nie mam wpływu na nasze losy. Postanowiłam zająć się tym co lubię czyli pisaniem mojego bloga. Może pisać będę niewiele, bo dzisiejszy post zobrazuje w przekroju nasze wakacyjne wojaże.NA MAZURACHCIEKAWOSTKI Z POZNANIA



Na tym dzisiaj zakończę - c.d. napiszę jutro. Coś kiepsko mi wychodzi wbijanie zdjęć i "rozłazi" mi się post w ten sposób, że mam pół metra pustej strony.