sobota, 23 stycznia 2010

WSPOMNIENIA - NOWE STANOWISKO....NOWY GABINET.






NIE PAL, BO.... STRACISZ GABINET !


Historia, która mi się przytrafiła, miała miejsce na początku lat siedemdziesiątych. Pracowałam wówczas w dużym zakładzie usługowo-produkcyjnym, a był to w mojej karierze zawodowej - drugi zakład pracy. Trafiłam do niego przechodząc na zasadzie tzw. "porozumienia między przedsiębiorstwami" - o tak, kiedyś taka forma zmiany pracy doskonale funkcjonowała. Pracowało się tam doskonale, wspaniali ludzie, praca wymagająca nieustannego pobudzania komórek mózgowych, ciągłe zmiany i wprowadzanie nowatorskich technologii produkcji - to wszystko powodowało, że zakład rozwijał się w tempie "galopującego mustanga". W ciągu kilku lat pracy przeszłam po "szczebelkach drabiny" zawodowej, aż w końcu awansowałam na stanowisko kierownika działu.... W tym mniej więcej czasie wybudowaliśmy piękny kompleks biurowo-produkcyjny, do którego przenosiliśmy się z wielką radością. Mój dział zajmował na parterze jedno skrzydło budynku, były to cztery pokoje a mój gabinet przylegał do gabinetu dyrektora - za gabinetem dyrektora było wejście do Sekretariatu.

Ten układ był o tyle wygodny, że miałam niemalże pod ręką decydenta i w chwilach wątpliwości lub nieporozumień z szefami produkcji, mogłam od ręki uzyskać stanowisko "pierwszego po Bogu".
Do mojego pokoju wpadali często koledzy z innych działów, bo mogliśmy w spokoju omówić sprawy służbow
e jak i pogawędzić trochę na luzie przy kawce i papierosku. Tego feralnego dnia przyszedł do mnie jeden z kolegów, mający jakieś kłopoty osobiste. Zrobiłam kawkę i chcąc go jakoś uspokoić, zapaliłam z nim papierosa i powoli, spokojnie tłumaczę mu jak i co powinien zrobić, aby problem złagodzić. Dobrą chwilę, tak sobie paląc i popijając kawę, rozmawialiśmy aż zadzwonił telefon i poproszono mnie do pokoju dziewczyn, bo.... Przeprosiłam kolegę i razem zaczęliśmy wychodzić, ale on w ostatniej chwili cofnął się i wyrzucił zawartość popielniczki do kosza.

Kiedy po kilkunastu minutach wracałam korytarzem do siebie, nie mogłam znaleźć swojego pokoju. Przeszłam raz, i drugi.... "ki diabeł" myślę sobie, co jest, gdzie się podział? Wszystkie pokoje po tej stronie korytarza miały oszklone drzwi a vis-a-vis duże okna - oświetlając w sposób naturalny korytarz. Jedyne, nieoszklone drzwi były do Sekretariatu i w tym miejscu korytarz był nieco ciemniejszy. Tak więc patrząc liczę, które to moje i widzę, że ciemnych jest dwoje drzwi. Otwieram te drugie, ciemne i wchodzę do pokoju.....czarnego od dymu. Nic nie widzę, jedynie gdzieś w okolicach okna jaśniejszy punkt, jakby jakiś płomyczek albo światełko. Ogarnęła mnie groza - pali się, mój pokój się pali! Wypadłam na korytarz w panice i krzycząc histerycznie postawiłam pół zakładu na nogi - ludzie wybiegali z pokoi, nie wiedząc co się dzieje. Już po chwili, mężczyźni zorientowawszy się, że z mojego pokoju wypełza na korytarz dym, zrywali ze ścian gaśnice i szturmem natarli na pokój. Pożar został szybko i sprawnie ugaszony - szkody materialne były niewielkie - spaliła się firanka, część dywanu i narożnik biurka, że o koszu do śmieci nie wspomnę.

Po spisaniu przez pracownika p.poż i bhp protokółu - w którym stwierdzono między innymi, że pożar nie rozprzestrzenił się tylko dlatego, że były zamknięte okna i drzwi - zostałam ukarana pokryciem kosztów zniszczonego mienia państwowego. Nie to jednak było dla mnie dokuczliwą karą - najboleśniejszym i przykrym był fakt pozbawienia mnie - gabinetu. Przeniosłam się do pokoju moich dziewczyn, gdzie naprędce wydzielono i zabudowano niewielki kącik.
Po remoncie, pokój otrzymał pracown
ik zajmujący się badaniem jakości, człowiek leciwy, bardzo spokojny i.....nie palący! V


2 komentarze:

  1. Jakie miłe są wspomnienia z których można się teraz śmiać.Nigdy w życiu nie paliłam i takich przeżyć nie miałam ale ognia się boję.2 razy palił się mój dobytek.Ale nawet teraz o tym opowiadam z uśmiechem.Trauma została.
    Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Aszko za odwiedziny - niektóre sytuacje, albo wzmianka w rozmowie przypomina mi nagle o jakimś wydarzeniu i tak jest ze mną, że zaraz muszę to zapisać. Okazuje się, że i innym coś z tej historii może być znajome. Faktycznie - po latach, to można to traktować z humorem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń